Przymykam wtedy oczy i wyobrażam sobie, że jestem sam sobie szefem, że żona jest o jakieś siedem lat chudsza, że właśnie wróciłem z wakacji na jachcie gdzieś w tropikach... Myślę sobie, co bym zrobił z tymi pieniędzmi, co to ja je mam na koncie, o tym, gdzie byśmy ze szwagrem na ryby pojechali...
Tak sobie myślę. Czasem tylko - tak jak dziś właśnie - ten błogi nastrój burzy informacja płynąca z radioodbiornika. Dowiedziałem się przed chwilą, że minister Rostowski, ten od finansów, powiedział o ponad 52-miliardowej dziurze, że to nie jest deficyt jego marzeń.
Cóż, muszę się w końcu pogodzić z faktem, że ministrem nigdy nie będę. Nie z takimi marzeniami. Zrobiło mi się smutno, bo jednak moja żona ma rację, mówiąc, że jestem zwykłym facetem z prostymi pragnieniami.