"Super Express": - Księże Kardynale, jak Eminencja ocenia kondycję Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce?
Kardynał Henryk Gulbinowicz: - W ostatnim czasie nie widzę drastycznych zmian na niekorzyść Kościoła powołanego przez Chrystusa. Kościół nadal stanowi siłę duchową i jest poważnym źródłem kulturotwórczym. Aby nie być gołosłownym: przybyło w Polsce wyższych uczelni katolickich, namnożyło się katolickich szkół podstawowych. Niektóre zgromadzenia zakonne żeńskie mają wielkie zasługi, podejmując się ofiarnie służby dla najmłodszych Polaków. Mamy też większą liczbę katolickich czasopism - i cieszą się one dobrą poczytnością. Nie ma u nas, Bogu dzięki, kościołów pustostanów. Miesiąc sierpień - a to również oddaje kondycję Kościoła - znów pokazał aktywny udział wierzących w pielgrzymkach do sanktuariów maryjnych. I ciekawe, że wśród tych pielgrzymów większy procent stanowią ludzie młodzi.
- Czy nie martwi Eminencji spadająca liczba powołań do stanu duchownego?
- Rzeczywiście, liczebność powołań nieco spadła. Ale Kościołowi katolickiemu zależy nie tylko na ilości, ale też na jakości. I tu ciekawi mnie fakt następujący - w seminariach sporo jest kandydatów, którzy wcześniej ukończyli studia na politechnice lub na uniwersytecie. Prawdą jest jednak, że prądy laicyzacji mocniej dziś uderzają w psychikę młodych niż wiele lat temu, kiedy ja wstępowałem do seminarium duchownego.
- W Polsce istnieje Kościół "toruński" i "łagiewnicki". Jak Ksiądz Kardynał ocenia ten podział?
- Jest to pytanie zaczerpnięte od polityków. Oni nas próbują podzielić. Ale takich Kościołów w Polsce nie ma. Od chrztu naszych przodków w 966 roku jest jeden Kościół rzymskokatolicki.
- Jak w takim razie wytłumaczyć różnorodne podejście duchownych do działalności Radia Maryja?
- Nie będę tego komentować, bo wchodziłbym w nie swoje kompetencje. Nie ma sensu kreować wizji, że to jest inny Kościół. Przecież otrzymaliśmy te same święcenia, obowiązuje nas to samo prawo kościelne. Tylko po prostu wszędzie tam, gdzie jest człowiek, istnieje możliwość pomyłki.
- Jeszcze rok temu głośno było o lustracji w Kościele, powoływano specjalne komisje kościelne. Efekty ich pracy zostały właśnie utajnione. Można odnieść wrażenie, że sprawa została po cichu zamknięta. Czy to koniec lustracji? Czy jest ona w ogóle potrzebna?
- Lustracja jest potrzebna. Ale mnie jest łatwo tak mówić, bo jestem w tej dobrej sytuacji, że należę do pokrzywdzonych. Natomiast nie podoba mi się sposób przeprowadzania lustracji. W wielu przypadkach pomija kontekst, fałszuje rzeczywistość, jest krzywdzący.
- Ostatnio wiele emocji wzbudziła kwestia zwrotu majątków Kościoła przez państwo. Czy jest to sprawiedliwość dziejowa, czy - jak chcą inni - przejaw pazerności Kościoła?
- Res clamat ad dominum - rzecz woła do swego pana.
- Inna wciąż aktualna sprawa - zaangażowanie księży w politykę...
- Zamiast szukać tego, co łączy - bo stąd płynie dobro dla jednostki i dla społeczeństwa - różni ludzie dzielą jednych przeciw drugim. Divide et impera - dziel i rządź. Człowiekowi wmówiły to demony. Bo właśnie ta idea najczęściej jest powodem nieszczęść w rodzinie czy społeczeństwie. Prawo kościelne nakazuje duchownemu być poza polityką. Jednak może mieć swoje zdanie, ma prawo do oceny - ale powinien to zachować dla siebie. Dobrze, że odeszły czasy, kiedy duchowni byli senatorami.
- Czy zapoczątkowany przez Jana Pawła II dialog z innymi religiami jest dziś, zdaniem Księdza Kardynała, rozwijany?
- Żyję długo, mam dobrze w pamięci okres dwudziestolecia międzywojennego, przeżyłem II wojnę światową jako dorastający mężczyzna. Proszę przyjąć do wiadomości stwierdzenie starego człowieka, że tak spokojnego i życzliwego dialogu jak obecnie, po Soborze Watykańskim II, w czasach mojej młodości nie było. Np. we Wrocławiu, dzięki tej atmosferze, dało się powołać dzielnicę wzajemnego szacunku - jedyną taką w Europie. Położone obok siebie świątynie: katolicka, prawosławna, ewangelicka i bożnica wyznania mojżeszowego utworzyły sojusz na polach: religijnym, szkolnym, pomocy charytatywnej, wymiany kulturalnej. Jest z czego być dumnym. Wydaje mi się, że tutaj - uzupełniając to, co już powiedziałem - trzeba podziękować Panu Bogu za to, że znaleźliśmy wzajemne zrozumienie i że otaczamy siebie należnym szacunkiem i poważaniem.
- Jak Eminencja postrzega pontyfikat obecnego papieża?
- Minęły już trzy lata jego posługiwania na Stolicy Piotrowej. Bóg pozwolił, że znałem go trochę wiele lat wcześniej jako prefekta Kongregacji Doktryny Wiary. Nie wypada mi, emerytowi, wypowiadać się na temat jego wiedzy czy talentów. Ale fakt, że Jan Paweł II powołał go na prefekta najważniejszej kongregacji Stolicy Apostolskiej, mówi wiele. Papież Polak znał się na ludziach - jestem o tym głęboko przekonany.
- Czy osobowości Jana Pawła II i Benedykta XVI są do siebie podobne czy też mocno różnią się od siebie?
- W pamięci jemu współczesnych - wśród wierzących i niewierzących - Jan Paweł II pozostaje osobą głębokiej wiary, świętości obyczajów i braterskiego kontaktu z każdym człowiekiem. Jego barwa głosu, gesty, uśmiech ukazywały dobroć słowiańskiego serca i polskiego ducha. Benedykt XVI, trzeba zdawać sobie z tego sprawę, pochodzi z innej szerokości geograficznej. Wyrastał w atmosferze katolickiej swojego narodu i w kulturze Zachodu. Nie mając nawet tak bliskiego kontaktu z Benedyktem XVI, jaki miałem ongiś ze Sługą Bożym Janem Pawłem II, dostrzegam, że podjął wiele ze sposobu posługi swojego poprzednika. Według mnie, udaje mu się to. Udaje się mu stworzyć ten dobry kontakt z wiernymi. Wykazała to pielgrzymka do Polski, wykazał to Światowy Zlot Młodzieży w Australii.
- I jeszcze ostatnie pytanie...
- Bogu dzięki! (śmiech)
- Jak Eminencja patrzy na przyszłość Kościoła katolickiego w Polsce za ćwierć wieku?
- Prorokiem nie jestem. Przyszłość zna tylko nieomylny Bóg. Ale można dziś powiedzieć, że jeżeli jakaś III wojna światowa nie zmiecie nas z powierzchni ziemi i jeżeli ludzie nie zejdą z drogi ładu moralnego, to należy się spodziewać odrodzenia ducha religijnego. Wahadło w zegarze odchyla się raz na prawo, raz na lewo. Na lewo - od Kościoła, od religii, już długo było. I teraz wydaje się, że będzie właśnie na prawo. Czyli powinno nastąpić odrodzenie ducha religijnego. Wielu filozofów i analityków obecnej rzeczywistości mówi, że potrzeba religii w psychice ludzkiej się odnawia. Zdziczenie obyczajów jeszcze ukazuje swoje rogi, ale większość ludzi odwraca się od tego typu stylu życia. Im więcej uwagi poświęcimy przygotowaniu do małżeństwa i życia rodzinnego - tym to będzie dla ludzkości bardziej zbawienne. Odnowa narodów przyjdzie przez rodzinę. To sam Bóg ustanowił tę instytucję - jedyną zresztą - żadnej innej. Dlatego po trzech przykazaniach, co napisał w czwartym?
- Czcij ojca twego i matkę twoją.
- Po sobie nie postawił ani króla, ani prezydenta, ani wielkich tego świata - nawet papieża - tylko właśnie: "czcij ojca twego i matkę twoją". To tu, w rodzinie, człowiek znajdować powinien pełne zrozumienie, miłość, poszanowanie. Dlatego Kościół tak wielką wagę przywiązuje do należytego wychowania człowieka. Od wczesnego dzieciństwa dbamy o to, żeby wyrastał w atmosferze miłości, dobra i prawdy. Polska przez 123 lata była w niewoli. Nie udało się Polaków ani zgermanizować, ani zrusyfikować. Zawdzięczamy to polskiej rodzinie, która umiała godnie wypełnić swoją powinność wobec Boga i ojczyzny. Kiedy mam okazję rozmawiać z biskupami z Zachodu, oni pytają, co my robimy, że mamy tylu kapłanów i kościoły pełne ludzi. Odpowiadam: Kościół zaczyna rozwijać się w rodzinie - od ojca i matki. Od kapłanów domowego kościoła zależy, jak ich potomstwo pokieruje swoim osobistym życiem. Przeto służba rodzinie to w dzisiejszej rzeczywistości bardzo ważne zadanie dla tych, którzy podejmują się rządzenia narodem. Jeśli oni to zrozumieją, będzie z tego pożytek dla Polski.
Kardynał Henryk Gulbinowicz.
W latach 1976-2004 arcybiskup metropolita wrocławski. Ma 85 lat