Kilka wieków temu bogate stare panny i kawalerowie bez upominania dzielili się z Kościołem dochodami. Nie mieli własnych dzieci, pomagali więc chować np. sieroty. W PRL jeszcze w latach 70. kawalerowie powyżej 30. roku życia płacili podatek, potocznie nazywany bykowym. Pomysł dziesięciny na rzecz parafii nie jest więc niczym nowym.
- Parafia to wspólna rodzina, która ma różne potrzeby - mówi biskup Tadeusz Pieronek (77 l.).
- Dożywianie ubogich rodzin, wyjazdy letnie i zimowe dla dzieci. Ksiądz musi wydzielić na wszystko, a nigdy nie wiem, ile uzbieram z tacy - dodaje ksiądz Teodor Suchoń (61 l.) z parafii św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Chwałowicach (woj. śląskie).
Księża ekonomowie z episkopatu, jak i biskup Pieronek, podkreślają, że nie zmuszają bogatych samotnych do składania ofiar na Kościół.
- Ale pobożni katolicy sami coraz częściej to robią. Zwłaszcza majętni młodzi ludzie dobrowolnie odkładają co miesiąc 10 procent dochodu na potrzeby parafii - opowiada ks. Suchoń. Biskup Pieronek podkreśla, że już teraz bogaci samotni i pobożni katolicy są bardzo szczodrzy. Kościół przecież ze swoich wiernych żyje - mówi.