Całe miasto zadaje sobie pytanie, jak doszło do tego dramatu. Kostrzynianie są w szoku. Szanowana pielęgniarka, Wioletta W. (+49 l.) oraz jej córka Fortunata (+17 l.) nie żyją. Było tuż przed godziną ósmą rano, kiedy jadący drogą wzdłuż nadwarciańskiego bulwaru daewoo lanos nagle skręcił w kierunku Warty. Od rzeki dzieliło go kilkadziesiąt metrów. Samochód pędził jednak przez nabrzeże, by w końcu dosłownie wpaść wprost w nurty rzeki. Koszmarny wypadek widzieli świadkowie, jednak nikt przy zdrowych zmysłach nie potrafi sobie wyobrazić, co czuły siedzące w nim kobiety.
Warta jest w tym miejscu wyjątkowo głęboka. Auto powoli opadało na dno, aby osiąść na głębokości pięciu metrów. Kilka minut później na miejscu była już karetka, przyjechali strażacy i policjanci. Ściągnięci na miejsce płetwonurkowie zeszli pod wodę. - Widoczność w tym miejscu jest praktycznie zerowa, na dodatek pracę utrudniał bardzo silny prąd - tłumaczy Grzegorz Rój z gorzowskiej straży pożarnej. W końcu jednak nurkom udało się zlokalizować auto. Do Kostrzyna ściągnięto z odległego o ponad 100 km Świebodzina specjalny dźwig. Obawiano się bowiem, że lżejsza maszyna może nie podołać wydobyciu spoczywającego tak głęboko auta, a nawet może sama przechylić się i wpaść z nabrzeża do rzeki. Zapadał już zmrok, kiedy nagle zza chmur, jakby chcąc rozświetlić nadwarciański bulwar, wyszło słońce. I w jego promieniach lanos z ciałami Wioletty i Fortunaty ujrzał światło dzienne. Akcję zakończono. W dalszym jednak ciągu otwarte pozostaje pytanie, jak doszło do tej koszmarnej tragedii. Odpowie na to pytanie dochodzenie prowadzone przez prokuraturę.
Zobacz: Tragedia w Wielkopolsce: tragiczny wypadek pięciu nastolatków [ZDJĘCIA]