Beata W. usłyszała wyrok w 2003 roku. Kobietę skazano za oszustwo. Pobrała zaliczki od firm na kupno sprzętu farmaceutycznego. I nigdy zlecenia nie zrealizowała. Nie oddała też 7 tys. zł. Sad skazał ją na więzienie i wyznaczył termin, w którym powinna zgłosić się do zakładu karnego. Ona jednak nie zamierzała tego robić. Zamknęła się w mieszkaniu na zapleczu nieczynnej od lat hali produkcyjnej. I nigdy z niego nie wychodziła. Nie była nawet na pogrzebie swojego ojca. Zaufała tylko matce i synowi, i to oni przez te wszystkie lata przynosili jej jedzenie, picie i czyste ubrania. Robili to bardzo dyskretnie, a policji powiedzieli, że Beata wyjechała za granicę.
Funkcjonariusze jednak nie odpuścili i deptali synowi poszukiwanej po piętach. Ten w końcu nieświadomie doprowadził ich do matki. Kobieta została zatrzymana i teraz odsiedzi zasądzoną karę.
- Żaden przestępca nie może czuć się bezkarnie. - mówi Magda Marzec, rzeczniczka koszalińskiej policji.