8-latek z Oleśnicy w województwie dolnośląskim został potrącony przez dwa samochody. Dziecko bawiło się na poboczu i prawdopodobnie wtargnęło na ulicę wprost pod nadjeżdżające auta. Stan dziecka był bardzo poważny, przetransportowano jeśmigłowcem do Wroclawia, do Centrum Urazowego przy ul. Borowskiej.
– Załoga otrzymała informację od lekarza koordynującego, by udała się do Centrum Urazowego przy ul. Borowskiej – opowiada Justyna Sochacka, rzecznik LPR w rozmowie z Faktem.
To jedyne na Dolnym Śląsku i jedno z czternastu w całej Polsce Centrów Urazowych.
Zobacz: ZASTRZELIŁ instruktora na strzelnicy i chciał ZABIĆ też jej właściciela
– Lekarze zaskoczyli nas mówiąc, że nie mają w tym dniu dyżuru neurochirurgicznego. Wskazali sąsiedni szpital przy ul. Weigla – dodaje Sochacka. Rzecznik szpitala tłumaczy, że stan dziecka wymagał operacji, a sprowadzenie specjalisty zajęłoby około 30 minut.
Jak tłumaczył dyrektor placówki chłopiec został tam wysłany, bo tego dnia dyżur neurochirurgiczny pełnił właśnie szpital wojskowy. - Optymalnym rozwiązaniem dla ratowania życia tego dziecka było przekazanie go do szpitala, który dysponował w tym dniu pełną gotowością do wykonania zabiegu - powiedział dyrektor i dodał, że jego zdaniem szybciej trwałby transport niż skompletowanie właściwego zespołu do operacji dziecka, podaje tvp.info.pl.
Niestety w sąsiednim szpitalu,mimo walki lekarzy, nie udało się uratować dziecka.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail
– Szpital powinien przyjąć pacjenta i podjąć procedury ratujące życie. Jeszcze przed przylotem śmigłowca powinien być zwołany tzw. trauma-team, który powinien czekać na niego u wrót szpitala. Przecież w pierwszej fazie najważniejsze jest potrzymanie funkcji życiowych i ich stabilizacja – tłumaczy prof. Juliusz Jakubaszko, były konsultant krajowy ds. ratownictwa medycznego.
Sprawą zajęła się prokuratura.