Było przed północą. Wiodąca lasami droga Bytnica - Głębokie w Lubuskiem jest z gatunku tych na których ,,diabeł mówi dobranoc''. Dookoła tylko ciemność i las. Drzewa przesuwają się upiornie w światłach reflektorów. Tak było i w przypadku 27-latka prowadzącego forda mondeo. Nastroju nie poprawiał nawet fakt, że obok na fotelu siedzi o rok młodsza żona. To był moment, kiedy auto wpadło w poślizg, pewnie na liściach ścielących się na drodze. Potężne mondeo z impetem uderzyło w przydrożną brzozę. Skutki okazały się koszmarne.
Kierowca zginął. Jednak siedząca obok kobieta miała więcej szczęścia. Przeżyła. I, o zgrozo, była przytomna. Tyle, że poskręcane blachy auta uniemożliwiały wydostanie się na zewnątrz. Rozpoczął się horror oczekiwania na pomoc... Ta nadeszła dopiero po siódmej rano. Wybawcą okazał się przypadkowy grzybiarz, który natychmiast zadzwonił po pomoc. Jak zanotowali strażacy ochotnicy z pobliskiej Bytnicy, zgłoszenie o odnalezieniu rozbitego samochodu na nieuczęszczanym odcinku drogi otrzymali o 7.40. Natychmiast ruszyli z pomocą. Na miejscu czekał na nich koszmarny widok. Za kierownicą nadal znajdował się młody mężczyzna. Nie dawał oznak życia. Natomiast siedząca w fotelu pasażera młoda kobieta była przytomna. Wkrótce przybyły kolejne strażackie ekipy. Potrzeba było specjalistycznego sprzętu, aby uwolnić żyjącą ofiarę wypadku. Udało się. Po udzieleniu jej pomocy na miejscu, helikopterem ratownictwa medycznego 26-latkę przewieziono do szpitala w Zielonej Górze. Na razie trudno mówić o stanie w jakim się znajduje. I to zarówno fizycznym, jak i psychicznym.