- 30 lat pomagam zwierzętom, ale takiego okrucieństwa nie widziałem - opowiada Marek Maciejewski, lekarz weterynarii z Zabierzowa (woj. małopolskie). To on uratował Kikusia. Przez 5 godzin wyciągał śruty z jego czaszki. 25 fragmentów udało się wyjąć, ale 7 wciąż tkwi w jego głowie. Są zbyt głęboko, by je wydobyć. To cud, że kot przeżył. Do weterynarza przywiózł go pan Stefan, jego właściciel.
- Kiki wyszedł na pole i nie było go 5 dni. Wrócił w strasznym stanie - opowiada mężczyzna. Podejrzewa, że ktoś musiał przez ten czas przetrzymywać zwierzaka i się nad nim pastwić. Niestety, od kiedy weszła ustawa o wolnym dostępie do broni śrutowej, do przychodni weterynaryjnej trafia coraz więcej postrzelonych zwierząt. Ba! Zdarza się, że ktoś strzela nawet do ludzi.