Ministra razem z żoną spotkaliśmy w galerii handlowej Złote Tarasy w Warszawie. Tam, w jednym z butików, długo przebierał w damskich fatałaszkach. Oglądał przede wszystkim sukienki. Najwięcej czasu spędzał przy półkach z promocjami. A te kusiły ministra hasłami: "Kup dwie koszulki, a za jedną zapłacisz tylko złotówkę", "Promocja. 30 procent mniej!".
A przecież Kownacki to najbogatszy człowiek w otoczeniu Lecha Kaczyńskiego (60 l.). Na swoim koncie zgromadził ok. 1,8 miliona złotych oszczędności. Z jego oświadczenia majątkowego wynika, że ma kilka mieszkań. Ale to nie dziwi. Wiadomo przecież, że wielkie pieniądze - podobno nawet półtora miliona zł - wypłaca mu w ratach PKN Orlen, którego do połowy ubiegłego roku był prezesem.
W tym miesiącu minister otrzyma jednak już ostatnią ratę od paliwowej spółki. A przecież wypada coś oszczędzić na czarną godzinę. Tym bardziej że opozycja domaga się jego dymisji ze stanowiska szefa Kancelarii Prezydenta. Chodzi o grube miliony, które miał stracić Bank Ochrony Środowiska, gdy Kownacki był jego wiceprezesem. Minister odrzuca oskarżenia, jednak sprawą zajęła się już ABW.
Czyżby więc Kownacki na zapas kupował żonie sukienki? Okazuje się, że nie.
- Szukalismy prezentu imieninowego dla starszej córki oraz czegoś na chrzest dla naszej wnuczki Hani - zdradził nam tajemnicę minister.