Mózgiem szajki był najmłodszy z nich, Kamil S. Chłopak zna się na mechanice, a przede wszystkim sam ma golfa i posiadł tajemną wiedzę, jak bez kluczyka odpalić to auto.
Takie właśnie volkswageny padały łupem złodziei, którzy nocą ruszali do Świdnika, by zażyć życia miasta, ale nie mieli jak wrócić do wiejskiej rzeczywistości. Pierwsze auto ukradli nocą z 19 na 20 czerwca. Spodobało im się, więc tydzień w tydzień powtarzali ten sam plan. Ich łupem padały wysłużone egzemplarze nie droższe niż 4 tys. zł.
- Szukali samochodu zaparkowanego na niestrzeżonym parkingu, otwierali drzwi i po wyrwaniu przewodów stacyjki uruchamiali pojazd - Tomasz Dejer z policji w Świdniku opisuje działania szajki. - Potem auta porzucali w lasach nieopodal domów, kradnąc z nich to, co było im potrzebne - dodaje.
Pozostawione w lasach auta nakierowały policjantów na trop złodziei. Młodzieńcy przyznali się do winy. Grozi im do 10 lat więzienia.