Jak ustaliła badająca sprawę prokuratura, mężczyzna zdecydował się na przyjęcie pod swój dach 28-latki z dziećmi w zamian za sprzątanie i gotowanie. Dodatkowo kobieta miała co miesiąc uiszczać mu opłatę w wysokości 300 zł. Niestety, wspólne życie nie wychodziło im najlepiej, ponieważ często dochodziło pomiędzy nimi do zażartych kłótni (mężczyzna zarzucał m.in. kobiecie, że niespecjalnie się wysila w opiece nad domem).
Najwyraźniej pretensje współlokatora przelały w końcu czarę goryczy u kobiety, która 27 kwietnia zaatakowała go w momencie, w którym leżał on na kanapie. Lucyna B. miała wówczas mocno uderzyć go wałkiem w głowę, a następnie próbowała jeszcze dźgnąć nożem. Mężczyzna zdołał się na szczęście obronić i powiadomić swoją byłą żonę oraz synów mieszkających w innej części domu. Ci szybko wezwali na miejsce policję oraz karetkę pogotowia.
Gdy funkcjonariusze dotarli na miejsce zdarzenia 28-latki już tam nie było. Kobieta zostawiła w domu swoje dzieci i uciekła, zabierając ze sobą telefon komórkowy gospodarza, który potem wyrzuciła. Ostatecznie jednak po jakimś czasie postanowiła ona sama zgłosić się na posterunek policji w Krakowie.
Według informacji "Polska the Times" kobieta początkowo przyznała się do faktu, że chciała zabić mężczyznę, ale później odwołała te zeznania. W nowej wersji przekonywała, że to ona została zaatakowana, a jej oprawca miał ją kopać i deptać gdy leżała na podłodze w kuchni. To wówczas miała użyć w samoobronie chwyconego kuchennego noża.
Badający sprawę biegły ocenił, że pokrzywdzony ma rany wymagające leczenia poniżej 7 dni, a u kobiety nie odkryto żadnych obrażeń. Zdaniem biegłych oskarżona działała z ograniczoną poczytalnością. Była już karana przez sąd w Bielsku Białej za kradzież, teraz przebywa w areszcie. Za próbę zabójstwa grozi jej nawet dożywocie.