Marek K. (61 l.) i Leopold J. (59 l.) byli szefami jednej z firm deweloperskich w Krakowie. Od jakiegoś czasu ich interesy nie układały się tak, jak powinny. Mieszkania, które budowali, nie powstawały w terminie, a czekający na klucze do własnych mieszkań ludzie bez przerwy mieli pretensje. Klienci skarżyli się na dewelopera tak często, że owiana złą sławą firma przestała być dochodowa. Właśnie na tym tle coraz częściej dochodziło do konfliktów między wspólnikami.
Przeczytaj koniecznie: Szczecin: Tomasz R. zabił ojca za paczkę papierosów
Poszło o inwestycje
Od dłuższego czasu Marek K. i Leopold J. nie rozmawiali ze sobą. Pokłócili się o jedną z inwestycji. Prezes zarzucał wspólnikowi, że wyprowadził pieniądze z firmy. O sprawie miał nawet poinformować prokuraturę.
Tragedia w biały dzień
Tego, co stało się wczoraj, nie sposób zrozumieć. Najpierw około 9.30 rano na chodniku w Krakowie-Sidzinie znaleziono martwego Leopolda J. Mężczyzna miał w głowie dwie kule. Przy jego ciele śledczy znaleźli również dwie łuski od nabojów. Ale na tym nie koniec nieszczęść. Kilka godzin później w zupełnie innej części miasta - na cmentarzu na Bielanach, znaleziono zwłoki jego wspólnika. Marek K. też zginął od ran postrzałowych. Z naszych ustaleń wynika, że obok nieboszczyka znaleziono pistolet maszynowy Scorpion. To, czy właśnie z tej broni padły śmiercionośne strzały, wciąż ustala policja.
Patrz też: Lubnia. Katarzyna Skwierawska: Zabiłeś mi córkę i nawet nie przeprosiłeś
Zastrzelił, a potem się zabił?
Śledczy jeszcze wyjaśniają okoliczności podwójnej tragedii. Wśród kilku wersji zdarzenia rozważanych przez policję najbardziej prawdopodobna wydaje się taka, że to Marek K., prezes firmy, sięgnął po broń i zastrzelił Leopolda J. (59 l.), wiceprezesa, a w chwili, kiedy dotarło do niego, co zrobił, postanowił popełnić samobójstwo.