Tak naprawdę pan Czesław (42 l.) i pan Józef (75 l.) nie pamiętają, jak to wszystko się zaczęło, co nakręciło spiralę sąsiedzkiej nienawiści. - W pewnym momencie zaczęło mi się lepiej powodzić, zabrałem żonę do Tunezji - wspomina Czesław Demuth. To chyba musiało strasznie sąsiada wkurzyć.
Pan Józef z kolei twierdzi, że nigdy nie przepadał za Czesławem. - Psocił jeszcze jako dzieciak, klatkę nam niszczył - mówi mężczyzna.
Spór się zaostrzył w tym roku. Pan Czesław dostał anonim. Ktoś mu groził i żądał okupu. Mężczyzna był pewien, że autorem pogróżek jest jego nielubiany sąsiad. Utwierdził się w tym przekonaniu w wakacje. W lipcu ktoś podpalił jego dwa samochody. - Któż inny mógłby to zrobić? Nie mam innych wrogów - twierdzi.
Z kolei pan Józef zarzeka się, że ani z listem, ani z podpaleniem aut nie ma nic wspólnego. I dodaje, że Czesław tak mu zaczął dokuczać, że musiał nawet zamontować na klatce schodowej kamerę. Po to, by nagrywać jego błazeństwa. - Zaczęło się od charczenia pod naszymi drzwiami i plucia na wycieraczkę - opowiada. Potem ktoś zniszczył ich nowiutki samochód. Na lakierze pojawiło się 14 krzyży. Do tego wlew na paliwo został uszkodzony.
Pan Józef nikogo nie złapał za rękę, ale jako sprawcę typuje swojego sąsiada z góry, bo - jak twierdzi - nie ma przecież innych wrogów.
Potem było już tylko gorzej. Pan Józef zaczaił się na sąsiada. A kiedy usłyszał charakterystyczne charczenie, wyszedł i strzelił do niego z pistoletu na gumowe pociski. Trafił w brodę.
- Pojechałem do szpitala, lekarz założył mi kilka szwów - opowiada pan Czesław.
Sprawę sporu sąsiedzkiego bada teraz policja. Obaj panowie mogą zostać ukarani. Jeden za uszkodzenie ciała, drugi - mienia.