Plan kanciarzy był bardzo sprytny. W samo południe w mieszkaniu pana Leopolda zadzwonił telefon. Kobiecy głos w słuchawce oznajmił: - Tatusiu, mam kłopoty, potrzebuję, żebyś pożyczył mi 45 tys. Pan Leopold nie uwierzył kobiecie. Miała inny głos niż jego prawdziwa córka Hania. Kobieta w słuchawce tłumaczyła, że to przez chore migdałki, ale starszy pan nie dał się nabrać. Od razu postanowił zdemaskować oszustkę. Zgodził się niby dać jej pieniądze. - Muszę je tylko wybrać z banku, a potem możesz po nie przyjechać - powiedział. Kobieta stwierdziła, że przyśle do mężczyzny pracownika banku...
W międzyczasie pan Leopold powiadomił policję. W jego domu pojawiło się dwóch funkcjonariuszy. We trójkę czekali na podstawionego pracownika banku.
W końcu przed domem pana Leopolda pojawił się 30-letni mężczyzna. Pan Leopold podał mu rękę na przywitanie. I już jej nie wypuścił. Przytrzymał oszusta, a w tym czasie policjanci go obezwładnili.