Policjanci, którzy w lesie pod Krakowem odnaleźli to miejsce, byli wstrząśnięci. Długa na dwa metry i szeroka na niewiele ponad metr buda wyglądała jak inscenizacja z filmu grozy. Konstrukcja ze starej blachy stała na drewnianych podestach. W drzwiach wywiercono dziury, by ofiara dożyła momentu, w którym rodzina wpłaci okup. 10-letni Kamil, którego Bogusław K.(50 l.) i Dorota B. (45 l.) porwali 18 stycznia tego roku, musiał umierać ze strachu i zimna. - Niewielkie pomieszczenie było nieogrzewane i pozbawione zaplecza sanitarnego - mówi Janusz Hnatko z Prokuratury Okręgowej w Krakowie. Maluch spędził sześć dni na materacu z pianki, mając do okrycia jedynie śpiwór. Porywacze zostawili dziecku kilka butelek z wodą i wiadro, do którego 10-latek załatwiał potrzeby fizjologiczne. Bandyci próbowali zająć przetrzymywanego chłopca, uwieszając na sznurach pod sufitem komiksy oraz szkolne lektury. Mógł czytać przy świetle, które wślizgiwało się do mrocznej budy przez szczeliny w konstrukcji. Prokuratura nie zdradza, czy w tym czasie Kamil dostał choćby jeden posiłek, ale jego oprawcy usłyszeli zarzuty dotyczące przetrzymywania chłopca ze szczególnym udręczeniem.
- Pokrzywdzony został uwolniony, kiedy rodzina wpłaciła 100 tys. euro okupu - mówi prok. Hnatko. Po 11 miesiącach żmudnego śledztwa bandytów udało się zatrzymać. Bogusław K. i jego konkubina Dorota B. idą w zaparte i udają niewiniątka. Ale śledczy są przekonani, że to oni porwali chłopca, którego matka wysadziła w okolicy szkoły. Wtedy podjechała po niego furgonetka i wywiozła go do lasu.
Duet podejrzany jest też o uprowadzenie w 2013 r. krakowskiego biznesmena Zbigniewa Przeworskiego (76 l.). Śledczy zakładają, że Dorota B. i Bogusław K. mają na koncie więcej porwań i apelują do pokrzywdzonych o zgłaszanie się na policję.
Zobacz: Siostra Magdaleny Żuk o pierwszych świętach bez siostry. Te słowa chwytają za serce