Wstyd, ból i sromota... Nie wiadomo dokładnie, kiedy spokojny Piotr B. zbliżył się do atrakcyjnej blond radnej. Uczucie wybuchło z wielką siłą, podsycane SMS-ami. Anna B. wysyłała ich setki.
- To sprawy partyjne, daj spokój - Piotr B. uspokajał swoją oficjalną partnerkę. Ale ta znalazła dowody zdrady. Pod dywanikiem w samochodzie ukrył on tajemny telefon, a w nim kontakt "kochanie", łączący właśnie z Anną B. Mąż radnej, kraśnicki przedsiębiorca, również coś podejrzewał. Jego żona odeszła od niego i nie powiedziała, dlaczego. Wynajęła kawalerkę. To tam właśnie zbiegły się drogi całej czwórki. Kochankowie w środku, ich partnerzy pod drzwiami.
- Chcieliśmy spojrzeć im w oczy i zapytać, dlaczego nas okłamują. Kawa na ławę i wszystkim nam byłoby choć trochę lżej - wspomina była partnerka mężczyzny.
Piotr B. i Anna B. nie odzywali się ani słowem. Potem Piotr czmychnął oknem.
Wyskoczył przez okno, połamał nogi i rękę
- Chciał być sprytny. Skompromitowaliby nas, gdyby mu się udało. Ona sama w domu, a my się czepiamy - zgaduje była konkubina mężczyzny. Piotr B. zapomniał jednak, że waży ponad 100 kg, a lata najlepszej kondycji ma za sobą. Skoczył tak niefortunnie, że na daszku skrywającym okno piwnicy połamał obie nogi i rękę..
Wiarołomca trafił do szpitala. Zanim dojdzie do zdrowia, miną długie miesiące. Z dziennikarzem "SE" nie chciał rozmawiać.