Do wypadku doszło późną jesienią ubiegłego roku. Zerwał się silny wiatr, pani Janina wyszła z domu zagonić kury do kurnika. Na podwórku stały dwie stare topole. Nagle jedna z nich złamała się przy samej ziemi. Pień i gałęzie runęły na kobietę. Przygniotły ją do ziemi. - Mama krzyczała z bólu - wspomina Sylwester Biernat. Nie zdołał podnieść grubych konarów. Pobiegł po piłę motorową. Odcinał kawałek drzewa po kawałku, aż uwolnił matkę.
Oboje zapomnieli już o tamtych strasznych chwilach, gdy do pana Sylwestra przyszło pismo z Urzędu Miasta Kraśnika. Okazało się, że musi on zapłacić administracyjną karę pieniężną w wysokości 18 082, 52 zł "za usunięcie bez wymaganego zezwolenia 1 szt. drzewa gatunku topola".
Urzędnicy wydali taką decyzję, bo ktoś "życzliwy" zobaczył Sylwestra Biernata z piłą w ręce i doniósł o jego samowoli na policję.
- Mama cierpiała, była bliska śmierci, a ja miałem wtedy pisać pisma do urzędu, czekać, aż zbierze się komisja i wyda zgodę na wycinkę? - pan Sylwester puka się wymownie w głowę.
Kary za uratowanie matki nie zamierza płacić, zresztą nie ma z czego. Zarabia raptem 1200 zł miesięcznie. - Niech mnie zamkną do więzienia - mówi rozgoryczony.
Mirosław Włodarczyk, burmistrz Kraśnika, zapewnia, że urzędnicy nie znali okoliczności, w jakich pan Sylwester wyciął drzewo, dlatego sprawa zostanie rozpatrzona jeszcze raz. - Zapraszamy do urzędu, razem znajdziemy jakieś wyjście - zapewnia.