Szokującą historię pani Elżbiety opisaliśmy w poniedziałek. Mama kobiety, pani Alina Siemaszko (?85 l.) padła ofiarą przebiegłych handlowców. - Mama myślała, że kwituje odbiór wygranej. A kupiła naczynia na raty - opowiada nam Elżbieta Motyl. Córka 85-latki natychmiast anulowała transakcję. Niedługo potem jej mama zmarła... Tymczasem niedawno pani Elżbieta otrzymała od banku pismo, z którego wynika, że umowa jej matki z handlarzami obowiązuje dalej. I że do spłaty jest około 7 tys. zł. - Problem w tym, że umowę, na którą powołuje się bank, zawarto 8 września. A mama zmarła dzień wcześniej - mówi wściekła kobieta.
"Super Expressowi" udało się dotrzeć do Daniela B., szefa garnkowych handlarzy. Przyznaje, że sprzedali kobiecie naczynia... dzień po śmierci. Jak to się stało? - Klientka chciała anulować umowę podpisaną w domu. Zaproponowaliśmy jej więc rabat, na który się zgodziła. Papiery do banku zostały wysłane jeszcze raz, ze zmienioną datą... - tłumaczy mętnie. Jednak córka pani Aliny nic nie wie o drugiej umowie.
- Przepraszamy za całe zamieszanie - mówi Daniel B. - Ręczę, że tego kredytu nie trzeba będzie spłacać - obiecuje.
Co na to bank, który udzielił kredytu na garnki? Jego przedstawiciele winą za to, co się stało, obarczają handlarzy.
I dodają, że zerwali z nimi już współpracę.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail