Do tego ma wille na Lazurowym Wybrzeżu oraz nad Bałtykiem, a na koncie miliony. Dawid B. (23 l.) z Łodzi robi interes życia na sprzedaży dopalaczy, tzw. legalnych narkotyków. Choć legalne są tylko dlatego, że prawo wobec sprytnego handlarza jest bezradne...
Jest rok 2008. Dawid B. po powrocie z Anglii otwiera przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi pierwszy sklep z dopalaczami, które, jak głosi reklama, są "legalną alternatywą dla narkotyków". Pieniądze na jego uruchomienie - kilkanaście tysięcy złotych - pożycza od kolegi. Interes idzie znakomicie. Powstają kolejne sklepy. Dziś Dawid B. kontroluje ich ponad sto w całej Polsce. Mówią na niego "król dopalaczy".
Jak to możliwe, że w biały dzień - i to w świetle prawa - sprzedawane są substancje odurzające, które mogą być szkodliwe dla zdrowia? Dawida B. stać na prawników, którzy doradzają mu, jak prowadzić interes, by nie popaść w konflikt z prawem. Przede wszystkim Dawid B. sprytnie dobiera skład chemiczny swoich dopalaczy. Komponuje je z substancji odurzających, których nie ma na liście kontrolowanych środków odurzających załączonej do ustawy o zapobieganiu narkomanii. I gra na nosie urzędnikom, bo gdy tylko Sejm wpisze na zakazaną listę nową substancję (tak jak ostatnio wprowadzono zakaz sprzedaży syntetycznych kanabinoidów i mefedronu), dopalacze, które ją zawierają, wycofuje ze sklepu i wprowadza nowy towar o innym składzie chemicznym.
Żeby dodatkowo zabezpieczyć się przed prawnymi konsekwencjami, Dawid B. sprzedaje swoje dopalacze jako "produkty kolekcjonerskie", a informacja na opakowaniu mówi, że nie należy ich spożywać. To nie odstrasza jednak kupujących, którzy doskonale wiedzą, do czego służy dopalacz...
Tymczasem tylko przez pierwsze sześć miesięcy tego roku do łódzkiego szpitala Instytutu Medycyny Pracy, który specjalizuje się w leczeniu zatruć, trafiło blisko 50 pacjentów po zażyciu nieznanego pochodzenia dopalaczy. Dwie osoby zmarły. Czy po zażyciu tych środków? Na to pytanie dadzą dopiero odpowiedź szczegółowe badania toksykologiczne.
Na razie polskie prawo jest wobec dopalaczy bezradne. Próbują z nimi walczyć lokalne samorządy, urzędy skarbowe, inspekcje pracy. Choć kontrole się nasilają, to interes ma się świetnie. Jak więc z nimi walczyć? - Jeżeli istnieje ważny interes społeczny, to Sejm nawet w ciągu jednego dnia może znowelizować ustawę, która zakaże sprzedaży dopalaczy. Najpierw jednak z taką inicjatywą powinien wyjść rząd, prezydent albo grupa posłów. W gruncie rzeczy jest to bardzo prosta procedura, której projekt moż-na przygotować w ciągu zaledwie kilku godzin - wyjaśnia konstytucjonalista prof. dr hab. Marek Chmaj.
A tak z dopalaczami walczą w Irlandii
W Irlandii aż 20 procent osób uzależnionych od narkotyków, nielegalne substancje kupowało w headshopach (sklepach z tzw. legalnymi narkotykami). Odnotowano kilka przypadków śmiertelnych po spożyciu tych substancji. Rząd postanowił z tym walczyć. Najpierw Ministerstwo Zdrowia wprowadziło listę 200 zakazanych substancji, a potem zaostrzyło przepisy. Na mocy drugiej ustawy sprzedawanie bądź oferowanie produktu, który ma psychoaktywny efekt, jest przestępstwem kryminalnym, za które można trafić nawet na 5 lat za kratki. Policja i sądy dostały dodatkowe uprawnienia, które pozwalają niemal natychmiast zamknąć sklep, w którym specyfik jest sprzedawany. Zakazana jest również sprzedaż przez Internet czy dostarczenie przesyłką do domu.