Elżbietę Kruk, która kilka miesięcy temu zasłynęła w Sejmie swoim "coś tam, coś tam", spotkaliśmy w centrum Warszawy, jak w towarzystwie partyjnej koleżanki Małgorzaty Sadurskiej (34 l.) buszowała po zagranicznych butikach. Posłanki Prawa i Sprawiedliwości, najwyraźniej zmęczone ciężką sejmową robotą, rzuciły się w wir zakupów.
Niezrażone cenami w butiku znanego włoskiego projektanta Francesco Biasii, u którego za torebkę trzeba zapłacić nawet 2 tys. zł, skierowały się do sklepu jubilerskiego. Tam wybrały dla siebie po stylowej srebrnej broszce. Ale to był dopiero początek zakupowego szaleństwa. Elżbieta Kruk i Małgorzata Sadurska pojawiły się za chwilę w znanym amerykańskim sklepie Mary Kay i nabyły markowe kosmetyki, oczywiście zagraniczne.
Następnie wpadły do włoskiego butiku Bagatt, gdzie za buty płaci się nawet 400 złotych. Posłanka Elżbieta Kruk zdecydowała się tam na nowe pantofelki. Zapytaliśmy ją, dlaczego kupuje zagraniczne towary, chociaż jej szef namawia do kupowania polskich rzeczy.
- Kupuję włoskie buty, bo polskie firmy nie robią takich w rozmiarze 34. A ja niestety mam tak małe stopy - tłumaczy pokrętnie posłanka Elżbieta Kruk. Tylko, czy ktoś w to uwierzy?