Bandyci, jak przyznali w prokuraturze, nie lubili sąsiadki. Podobno źle wyrażała się o nich i ich rodzinach. Dlatego pałali żądzą zemsty. Pierwotnie zakładali, że nocą włamią się do domu Elżbiety K. i zabiorą co cenniejsze rzeczy. Ale kobieta usłyszała hałas. Wyszła na podwórko. Dostrzegła sąsiadów wyłamujących okno. Zaczęła krzyczeć. Groziła, że wezwie policję. To rozjuszyło zwyrodnialców. Zaczęli kobietę bić, kopać, okładać kołkiem. Poranioną, ze złamaną lewą ręką wywlekli za dom. Podtapiali ją w rowie, aż straciła przytomność.
Byli przekonani, że sąsiadka nie żyje. Postanowili pozbyć się ciała. Obwiązali jej nogi sznurem, obciążyli betonowym bloczkiem i wrzucili do studni. Kobieta utonęła i to była ostateczna przyczyna jej śmierci. Przez półtora miesiąca Elżbieta K. uznawana była za zaginioną. Dopiero przypadkiem jej ciało odnalazł konkubent. W domu przymarzły rury wodociągowe i mężczyzna chciał zaczerpnąć wody ze studni. Tobiasz M. i Daniel S. przyznali się do zabójstwa. Są w areszcie. Grozi im dożywocie.