Krwawa jatka w piekarni

2008-09-22 4:00

Mistrz chciał nauczyć czeladnika ugniatać ciasto i został ciężko pobity.

 

- Pana bułki są do kitu! - wysłuchiwał Krzysztof S. (40 l.), właściciel piekarni we Wschowie (woj. lubuskie) od niezadowolonych klientów. Miał tego dość. Duma i troska o dobre imię jego wypieków nakazały mu działać. Szybko znalazł winowajcę, czyli Sebastiana O. (20 l.), swojego pracownika. Nie przebierając w słowach, wytłumaczył młodemu piekarzowi, jak trzeba zagniatać ciasto i je piec. Ale urażony piekarz krytyki nie zniósł i zwołał kumpli. W trójkę połamali szefowi palce.

Piekarnia Krzysztofa S. znana jest w całej okolicy z przepysznych bułeczek. Aż tu nagle klienci zaczęli się żalić, że jego bułki przypominają zgniecione placki. - A to, że nie tak wyglądają, a to, że nadają się tylko do wyrzucenia - opowiada Krzysztof S. Zdenerwował się nie na żarty. Postanowił szybko odkryć tajemnicę nagle niesmacznych bułek.

 

Partaczył robotę

Po kilku dniach obserwacji wszystko było jasne. Fuszerkę odstawiał piekarz Sebastian O. Nie dość, że na odwal się zagniatał ciasto, to na dodatek za późno wkładał je do pieca.

- Nie mogłem pogodzić się z tym, że mój piekarz partaczy mi robotę - mówi Krzysztof S.

Postanowił chłopakowi raz jeszcze wytłumaczyć, na czym polega ten fach. - Nie przebierałem w słowach, piekarnia to nie przedszkole! - przyznaje właściciel piekarni. I oddaje na swoje usprawiedliwienie: - Wszystko robiłem dla dobra mojej firmy, no i klientów, którzy czekają na dobre pieczywo.

Inaczej to odebrał Sebastian O. Kiedy usłyszał, że jest marnym piekarzem, spłonął ze wstydu. Ale choć po wszystkim potulnie opuścił piekarnię, w głowie miał już gotowy plan zemsty. Wiedział, że Krzysztof S. po skończonej zmianie zostaje w piekarni sam.

Krwawa zemsta

Sebastian O. zwołał więc dwóch swoich kolegów, po czym uzbrojeni w metalowy pręt zapukali do piekarni. Po chwili polała się krew. - Myślałem, że już po mnie. Gdy pierwszy raz oberwałem w głowę, zobaczyłem gwiazdy - opowiada Krzysztof S.

Mężczyźni bili na oślep. Na szczęście ktoś ich spłoszył, bo inaczej doszłoby do wielkiej tragedii. - Kopali mnie po głowie, chyba chcieli zabić - przypuszcza Krzysztof S. Mężczyzna trafił do szpitala. Ma złamanych w sumie 6 palców - u jednej i drugiej ręki.

Sebastian O. i jego dwaj kompani mają już postawione zarzuty pobicia. Ale mimo to Sebastian O... wciąż pracuje w piekarni Krzysztofa S. - Nie ma chętnych do pracy, dlatego go nie zwalniam. Gdybym go teraz zwolnił, stanęłaby cała moja firma. Ciągle szukam, ale nie ma ludzi do pracy - wzdycha właściciel piekarni.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają