Makabryczne sceny, jakby wyjęte z okropnego horroru, rozegrały się w ubojni zwierząt w Galewicach koło Wieruszowa (woj. łódzkie). Rzeźnik Dariusz S. (41 l.) chwycił za urządzenie do zabijania zwierząt, przystawił je do głowy kolegi z pracy Dariusza K. (20 l.) i wystrzelił. Krew obryzgała ściany, ale młody mężczyzna cudem przeżył tę jatkę. W bardzo ciężkim stanie, z sześciocentymetrową dziurą w głowie trafił do szpitala.
W tym fachu zabijanie to coś normalnego. Świnię ogłusza się prądem o mocy 400 woltów, potem obosiecznym nożem przecina naczynia krwionośne, by zwierzę się wykrwawiło, a na końcu obiera mięso. Dariusz S. był w tym mistrzem. Ciężko było mu dorównać. Aż kilka dni temu do ubojni przyjęto 20-letniego Dariusza K. Miał się uczyć fachu od starszego kolegi. Szybko się okazało, że uczeń przerasta mistrza. Dariusz S. nie mógł tego ścierpieć. Z niechęcią patrzył, jak młodszy kolega z wprawą zarzyna zwierzęta. Zaciskał jednak zęby i robił swoje. Aż do poniedziałkowego południa. Tego dnia postanowił zabić nie świnię, ale człowieka.
Zaczął się kłócić z Dariuszem K. o to, kto sprawniej potrafi zabić zwierzę. Kiedy młodzieniec na moment odwrócił się do niego plecami, rozjuszony rzeźnik złapał za pneumatyczne urządzenie, z którego wyskakuje bolec i wbija się w mózg, paraliżując zwierzę. Z tym śmiercionośnym sprzętem Dariusz S. przeszedł między wiszącymi na hakach ciałami świń, dopadł rywala i strzelił mu w głowę. Trysnęła krew. Dariusz K. padł na ziemię, a jego oprawca jak gdyby nigdy nic poszedł na spacer. Został zatrzymany pół kilometra od ubojni.
Dariusz K. cudem przeżył. Śmigłowcem został przetransportowany do Szpitala Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi. Tu przeszedł skomplikowaną operację.
Pracownicy ubojni są w szoku. - Przecież oni niedawno się poznali - mówią o obu męż-czyznach.
Podczas przesłuchania Dariusz S. przyznał, że chciał zabić swojego kolegę, bo: "mu się należało". Nic więcej nie chciał powiedzieć. Grozi mu dożywocie.