Leopold J., wiceprezes firmy, dostał dwie kule w głowę. Znaleziono go rankiem w Krakowie-Sidzinie. Jego wspólnika, byłego prezesa, odnaleziono kilka godzin później, w innej części miasta - na cmentarzu na Bielanach. Marek K. też zginął od ran postrzałowych. Z naszych ustaleń wynika, że obok nieboszczyka znaleziono pistolet maszynowy Scorpion. To, czy właśnie z tej broni padły śmiercionośne strzały, wciąż ustala policja.
Najbardziej prawdopodobną według policji wersją zdarzeń jest ta o porachunkach między biznesmenami. Były prezes miał zastrzelić wspólnika, a potem popełnić samobójstwo. Firma prowadzona przez Marka K. i Leopolda J. od lat miała złą passę. Kłopoty zaczęły się w 2007 roku, gdy zaangażowała się w budowę osiedla na krakowskich Kosocicach. Mieszkania sprzedano na pniu, ale przyszedł kryzys i budowy nie dokończono. Właściciele lokali byli wściekli, sprawa trafiła do prokuratury. Od tego czasu wspólnicy byli mocno ze sobą skłóceni. Marek K. doniósł nawet na partnera do prokuratury. Zarzucał mu wyprowadzanie pieniędzy z firmy.
Czy w końcu zastrzelił wspólnika, a potem, gdy dotarło do niego, co zrobił, strzelił sobie w głowę? A może maczał w tym palce ktoś inny? Zdaniem policji sprawa przypomina mafijne porachunki... Śledztwo trwa.