Pan Marek hoduje daniele od kilkunastu lat, ale takiej masakry jeszcze na oczy nie widział. Widok, jaki zastał zaledwie kilkadziesiąt metrów od swego domu, w obejściu zamieszkiwanym przez daniele, dosłownie zmroził mu krew w żyłach. Kilka zwierząt zostało dosłownie rozerwanych na strzępy. Wyglądało na to, że drapieżniki najpierw rzucały się swym ofiarom do szyi i rozrywały gardła, a później rozpoczynała się uczta. Jednak wszystko wskazuje na to, że watahę w pewnym momencie ogarnęła żądza mordu. Pewna część zwierząt została po prostu zaduszona i pozostawiona. Nie można więc powiedzieć, że wilki zaatakowały stado tylko z głodu.
Dla hodowcy nie ulega wątpliwości, że rzezi dokonały wilki. Ba, określa nawet dokładnie ich liczbę. Kilka dni wcześniej sąsiad przeorał teren przy hodowli, więc dokładnie było widać wilcze tropy. - Wataha liczyła sześć sztuk - mówi Koch. - Jadnak najbardziej zadziwiający jest fakt w jaki sposób drapieżniki wdarły się do zagrody. Metalowa siatka wkopana jest kilkadziesiąt centymetrów wgłąb ziemi. Jedynym punktem gdzie takiego zabezpieczenia nie ma jest brama. I właśnie pod nią czworonożni zabójcy dokonali podkopu!
Na okolicę padł blady strach, bowiem gołym okiem widać, że wilki stają się coraz bardziej bezczelne, sprytne i bezlitosne dla swych ofiar. Ich populacja cały czas rośnie pszczewianie nie ukrywają, że do lasu w tej okolicy strach wchodzić. - Tylko czekać momentu, kiedy zaatakują człowieka - mówi Koch. - Może nawet dziecko!