Po tym jak kilka tygodni temu Komisja Etyki orzekła, że działania Lisa nosiły znamiona kryptoreklamy, decyzję o jego dalszym losie miały podjąć władze telewizji. Ale najpierw poprosiły o dodatkowe wyjaśnienia. Teraz ujrzały one światło dzienne i wynika z nich, że pupilowi TVP włos nie spadnie z głowy.
- Generalnie wynika z nich z jednej strony naganność, zdaniem komisji, jednorazowego kryptoreklamowego działania Tomasza Lisa. Z drugiej, komisja zwraca uwagę, że w świetle obecnego kodeksu etyki dziennikarskiej w TVP nie sposób jednoznacznie zaklasyfikować tego czynu, biorąc także pod uwagę, że Tomasz Lis nie jest etatowym pracownikiem TVP, ani nawet nie jest związany jako osoba prywatna z TVP żadną umową - poinformował wczoraj rzecznik TVP Jacek Rakowiecki.
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: Tomasz Lis w mundurze SS! "W Sieci" odpowiada na okładki "Newsweeka"
Okazuje się bowiem, że TVP ma podpisany kontrakt nie z samym Lisem, ale należącą do niego firmą, a zerwanie go wiązałoby się z karami. Brak jakichkolwiek konsekwencji dziwi jednak znawców mediów.
- TVP jako medium publiczne ma obowiązek wyznaczania standardów etycznych. Zwłaszcza że wbrew stanowisku nie jest to jednorazowe działanie, ale z rozmysłem realizowana strategia przekucia zaufania do dziennikarzy na pieniądze, którą Tomasz Lis nazywa marketingiem natywnym - wyjaśnia Eryk Mistewicz, redaktor naczelny kwartalnika "Nowe Media".