"Super Express": - Pojawiły się opinie, że kryzys finansowy może doprowadzić do upadku imperium amerykańskiego. Co pan na to?
Benjamin Barber: - Kryzys ten udowadnia schyłek wartości neoliberalnych, które - po upadku Związku Radzieckiego - przejęły z otwartymi rękoma kraje Europy Wschodniej, w tym Polska. To bankructwo ideologii neoliberalnej, fundamentalizmu rynkowego, gdzie nie ma demokracji i obywateli, tylko konsumenci i producenci. Konsumpcjonizm pchnął ludzi do wydawania pieniędzy na rzeczy, których zasadniczo nie potrzebują, do zadłużania się, na które ich nie stać. Dziś widać wyraźnie, że kapitalizm bez demokracji jest autodestrukcyjny. A obecny kryzys doprowadził do swego rodzaju katastrofy, do tego, iż Ameryka nie jest już strażnikiem światowego porządku i stabilności ekonomicznej.
- A więc USA stoi na skraju przepaści?
- Nie do końca. Z drugiej strony kryzys uświadomił, że USA nadal ma kluczowe znaczenie dla światowej ekonomii. Można powiedzieć, że kryzys jest znakiem upadku amerykańskiego imperium, ale równie dobrze, że jest to znak trwania i dominacji tego imperium. Udowadnia jednocześnie siłę, jak i słabość Stanów Zjednoczonych. Pokazuje, że gdy Ameryka choruje, choruje także cały świat. Gdyby Ameryka nie była już globalnym hegemonem, upadek na jej rynkach nie miałby globalnych skutków. Japońska ekonomia przeżywała podobny upadek 10 lat temu i nikt nie zwrócił na to uwagi. Z kolei fakt, że amerykańska gospodarka ma tak wielki wpływ na gospodarkę światową, pokazuje jej siłę. Może nie jest ona już tak stabilna jak niegdyś, lecz pozostaje absolutnym liderem.
- Czyli obecny krach nie doprowadzi do powstania nowego gospodarczego ładu na świecie, do zmiany lidera?
- Na krótką metę być może niektóre państwa wyciągną z tego dla siebie jakieś korzyści. Ale współzależność globalnej ekonomii oznacza, że ostatecznie każdy będzie odczuwać skutki kryzysu. I albo razem się z tym uporamy, albo wszyscy utoniemy. Wyobraźmy sobie nową globalną plagę, zarazę płynącą z Chin czy Afryki, w obliczu której niektóre narody stwierdzą: "nie mamy za wiele do czynienia z tymi regionami, nasz system jest bezpieczny, nic nam nie grozi. Możemy nawet na tym zyskać, ludzie będą do nas przyjeżdżać, ponieważ u nas nie ma plagi". Żaden kraj nie jest jednak bezludną wyspą. Musimy razem wypracować stabilny, oparty na demokracji kapitalizm, albo wszyscy będziemy mieli do czynienia ze zjawiskami takimi, jak korupcja, recesja.
- Czy amerykański rynek przed katastrofą może uratować jedynie interwencja państwa, co zakłada przyjęty plan Paulsona...?
- Plan Henry'ego Paulsona jest dziś martwy. Jego pierwotna propozycja, która pozwalała mu zarządzać - wedle jego uznania - 700 mld dolarów i zwiększała kompetencje państwa, została odrzucona przez Kongres. Plan przyjęty ostatecznie przez Senat nie wpompowuje tylko pieniędzy w Wall Street, zakłada wyższość instytucji demokratycznych nad uregulowaniami czysto rynkowymi, daje większą ochronę inwestorom indywidualnym. Myślę nawet, że jest on zdecydowanie lepszy od pierwotnego projektu.
- Jak kryzysy finansowy może wpłynąć na wybory w Stanach Zjednoczonych?
- Ponieważ McCain pochodzi z tego samego republikańskiego podwórka, co prezydent Bush i dzisiejsza administracja, wielu stawia go w szeregu winnych. Do tej pory skupiał się on nie na ekonomii, a na kwestiach bezpieczeństwa, terroryzmie, Iraku. A dziś oczy Ameryki zwrócone są właśnie na ekonomię, dlatego korzysta na tym Obama. W ciągu ostatniego miesiąca notowania McCaina spadały bardzo gwałtownie, nawet w miejscach, gdzie dotychczas miał zdecydowaną przewagę. Przegrywa we wszystkich kluczowych stanach, jak Floryda, Michigan, Wisconsin, gdzie republikanie muszą być górą, by mieć szansę na zwycięstwo w skali całego kraju.
Benjamin Barber
Słynny amerykański politolog, doktor Uniwersytetu Harvarda. Publikuje m.in. w "The New York Times". Ma 69 lat