Co do tego, że mamy już kryzys, wątpliwości nie ma chyba nikt. Fakt, że giełdowi gracze nie popełniają u nas z rozpaczy samobójstw oraz że ludzie masowo nie tracą jeszcze pracy, nie oznacza wcale, że polski rynek nie ma problemu. To tak jak z chorym na serce. Choroba wieńcowa prowadzi do zawału. I nawet jeśli nie daje jeszcze uciążliwych objawów, trzeba ją leczyć.
Tylko że polscy politycy korzystają w najlepsze z tego, iż objawy kryzysu są jeszcze utajone. I z lubością fundują nam tematy zastępcze.
Próbują nam wmówić, że sprawą istotną jest, kto pojedzie na szczyt w Brukseli: prezydent czy premier. Próbują nas przekonać, że prawdziwym problemem Polaków jest konstytucja, która niejasno dzieli obowiązki między te ośrodki władzy, zostawiając im pole do konfliktu. Tymczasem politolodzy (proszę sprawdzić to na str. 5) mówią co innego. Nie mamy kryzysu systemu politycznego, tylko niedojrzałych polityków. Kryzys mamy finansowy.
I to nim czas już się, do diabła, zająć. Politycy, proszę wyjść z piaskownicy i ruszyć do pracy!