"Super Express": - Dlaczego ekonomia ma tak ogromny wpływ na kampanię wyborczą w USA?
Piotr Kraśko: - Dlatego, że dziś jest to sprawa najbliższa Amerykanom.
- W jaki sposób kryzys ekonomiczny może wpłynąć na wynik wyborów prezydenckich?
- Przeciętni Amerykanie od dawna odczuwali skutki kryzysu ekonomicznego. Mówiono o nim już rok temu. Przed kandydatami na urząd prezydenta USA rysowały się wówczas dwa scenariusze. Gdyby doszło do jakiegokolwiek zagrożenia międzynarodowego, do ataku terrorystycznego, nawet na nieporównywalnie mniejszą skalę niż ten z 11 września, zdecydowanie rosłyby szanse republikanów. Według wszystkich sondaży, to oni byli partią, która lepiej potrafi przewodzić Ameryce w takich sytuacjach. Natomiast załamanie gospodarki zadziałało na korzyść demokratów. Dlatego, że to właśnie demokraci uważani byli za partię, która może okazać się skuteczniejsza w łagodzeniu skutków kryzysu. Gdy demokrata Bill Clinton odchodził z urzędu, Ameryka miała biliony dolarów nadwyżki w budżecie. Gdy republikanin Bush kończy kadencję, ma rekordowy deficyt.
- Skoro od dawna obserwowane były początki kryzysu, dlaczego nie interweniowano?
- Amerykanie mają duże opory przed interwencją w rynek. Funkcjonowanie wolnego rynku, wolna nieskrępowana przedsiębiorczość i odpowiedzialność za podejmowane decyzje to podstawowe wartości w USA. Amerykanie działają według zasady: popełniłeś błąd - trudno - państwo, podatnicy nie mogą cię uratować z tej sytuacji. Stąd też duża niechęć, również wśród najbardziej konserwatywnych republikanów, wobec działań proponowanych teraz przez Busha, czyli ratowania sytuacji przy użyciu 700 mld dolarów wyłożonych z pieniędzy podatników.
- Jak pan oceni zawieszenie kampanii wyborczej przez kandydata republikanów Johna McCaina?
- Wielu Amerykanów uznało to za hipokryzję, gdyż zupełnie niedawno sam przyznawał, że nie jest ekspertem w sprawach ekonomicznych, co zresztą bardzo skrzętnie wykorzystują na każdym kroku demokraci. On jest raczej uważany za znawcę kwestii wojennych i międzynarodowych.
McCain musiał to zrobić, by pokazać Amerykanom, że rozumie ich los. Nie tak dawno, gdy zadano mu pytanie "ile ma domów?", nie potrafił na nie odpowiedzieć. Trzeba mieć naprawdę bardzo dużo domów, by nie pamiętać, ile ich jest. W chwili, kiedy Amerykanów nie stać na spłatę kredytów za jeden dom, nie brzmi to dobrze. I teraz, gdy McCain twierdzi, iż zawiesza swą kampanię wyborczą, by angażować się w budowę planu ratującego amerykańskie finanse, brzmi to niezbyt wiarygodnie. Oczywiście takie wystąpienie to wynik bardzo mądrej decyzji jego sztabu wyborczego, który w porę zorientował się, że nie wojna w Iraku, a ekonomia będzie najważniejszym tematem tej kampanii. Pytanie tylko, czy ten pomysł zadziała. Wydaje mi się, że w kontekście wcześniejszych wypowiedzi raczej nie. McCainowi ciężko będzie tuż przed wyborami zbudować sobie opinię człowieka będącego autorytetem w dziedzinie gospodarki, skoro nigdy nim nie był.
- Obama nie zdecydował się przerwać kampanii...
- Właściwą decyzją Obamy było stwierdzenie, że kandydat na prezydenta USA powinien umieć robić dwie rzeczy naraz: zajmować się kryzysem gospodarczym i rozmawiać ze swoim przeciwnikiem w wyborach.
- Prezydent George Bush spotkał się z obydwoma kandydatami: McCainem i Obamą. Czy oznacza to, że faktycznie kryzys jest bardzo poważny?
- Na pewno. Amerykańscy politycy doskonale wiedzą, że są chwile, kiedy ważne dla narodu są symbole, kiedy kraj jest w potrzebie i muszą się zjednoczyć, odsunąć na bok spory, by wspólnie realizować najlepszy pomysł na wyjście z impasu. Poza tym niewyobrażalne jest, by prezydent zorganizował spotkanie, podczas którego przekonywałby, że tylko partia, którą reprezentuje, wie, co robić. Zatem, Bush musiał zaprosić Obamę, a Obama musiał to zaproszenie przyjąć.
- Czy znaleziono wyjście z kryzysu?
- Nie wierzę, by spotkanie trzech, z których żaden nie jest wybitnym ani nawet przeciętnym ekonomistą, mogło doprowadzić do stworzenia jakiegoś genialnego planu ratunkowego. McCain i Obama muszą teraz wybrać najlepszy projekt naprawczy i przekonać do niego swoje partie, by zaakceptowały go w Kongresie. A to na pewno nie będzie łatwe.
- Czy przeciętni Amerykanie odczuwają skutki kryzysu?
- Bardzo się go boją. Amerykanie to naprawdę naród największych optymistów świata i jest sytuacją bez precedensu, gdy dziś 80 proc. z nich uważa, że sprawy kraju zmierzają w złą stronę. Wielu ekonomistów porównuje ją nawet do wielkiego kryzysu sprzed II wojny światowej. Amerykanie już wiedzą, że stracą, że nie sprzedadzą swoich domów za tyle, ile za nie zapłacili.
Piotr Kraśko
Dziennikarz, prezenter głównego wydania "Wiadomości" TVP, były korespondent telewizji publicznej w Rzymie i Waszyngtonie. Ma 37 lat