Na razie Krzysztof Gospodarek (55 l.) i jego żona Małgorzata nie mogą otrząsnąć się po poniedziałkowym pogrzebie Violetty Villas. Ostatnie tygodnie były dla nich niezwykle ciężkie. Wciąż nie wyjaśniono okoliczności śmierci piosenkarki. Trudno jest też ustalić ostatnią wolę Villas. W dodatku Gospodarkowie musieli zorganizować należną randze gwiazdy uroczystość pogrzebową. By odzyskać konieczny spokój, muszą rozwiązać jeszcze jedną sprawę: Elżbieta Budzyńska musi raz na zawsze zniknąć z ich życia.
- Jestem pewny, że pani Budzyńska nie zajmowała się należycie moją mamą - mówił nam przed pogrzebem pan Krzysztof. Razem z żoną zarzucali jej, że interesowała się głównie finansami artystki i to, że odcięła ją od rodziny i przyjaciół. Dom popadł w ruinę i nawet zapowiadany w tym roku remont nie doszedł do skutku. Mimo że od lata Villas miała powiększoną do 4 tys. zł emeryturę. Czarę goryczy przelał fakt utrudniania Gospodarkom dostępu do domu tuż po śmierci gwiazdy.
- Nie było kilku dokumentów, nie ma również większości zdjęć. Brakuje pamiątek rodzinnych... - wyliczał niedawno Gospodarek. Tuż przed samym pogrzebem do domu już się nie dostał. Wszystko wyglądało tak, jakby ktoś się w środku po prostu zabarykadował. Mężczyzna postanowił zakończyć tę farsę.
- Ponieważ pan Gospodarek jest jedynym spadkobiercą ustawowym, składamy wniosek o stwierdzenie nabycia spadku w całości przez niego - powiedział nam mecenas Jacek Świeca.
Najbliższa rodzina może też liczyć na wsparcie sąsiadów. Szczególnie Jana Mulawy, szwagra gwiazdy, który na terenie posesji ma budynek gospodarczy. Z Budzyńską nie łączyły go pokojowe stosunki...
- Boję się tej pani. Tak jak już wcześniej się jej obawiałem. Składałem już doniesienia do prokuratury o stosowanych wobec mnie groźbach pozbawienia życia i pobicia - mówi Mulawa.
Jak nieoficjalnie dowiedział się "Super Express", jednym z pomysłów rodziny na zagospodarowanie domu jest zrobienie tam muzeum artystki. O ile dom nie popadnie w dalszą ruinę...