Ksiądz Grzegorz nie dbał o swoje bezpieczeństwo, bo zapominał zapiąć pasy. I niestety tak właśnie jechał, kiedy doszło do tragedii.
Nagle złapała go ulewa, która zamieniła drogę w śliską pułapkę. Na kolejnym zakręcie autem proboszcza zarzuciło. Pech chciał, że z przeciwka akurat jechał inny samochód.
Zderzenie nie było silne. Ale kapłan nie zapiął pasów i nie miał poduszki powietrznej. Jego ciało poleciało do przodu i głowa uderzyła w kierownicę. Ksiądz z rozbitą czaszką zmarł na miejscu.