Marek Mielewczyk jako nastolatek był ministrantem w parafii w Kartuzach (woj. pomorskie), gdzie wikariuszem był ksiądz Andrzej S. Przez cztery lata kapłan wykorzystywał seksualnie służącego do mszy chłopca.
- To, co ze mną robił, miało wpływ na całe moje dorosłe życie. Już jako 20-latek próbowałem popełnić samobójstwo. Wtedy opiekująca się mną lekarka napisała list do biskupa, co poskutkowało jedynie przeniesieniem księdza do innej parafii - mówi Marek Mielewczyk.Ksiądz Andrzej S. trafił do parafii w Małkach na Kujawach. Tam również miał wykorzystywać ministrantów. Tropiony przez dziennikarzy, po latach przyznał się do molestowania. - Wiem, że zrobiłem źle - mówił duchowny i tłumaczył, że swoje pedofilskie skłonności... leczy na rekolekcjach. W 2016 r. decyzją papieża Franciszka Andrzej S. został przeniesiony do stanu świeckiego. Jeździ jednak po kraju i udaje kapłana w mniejszych miejscowościach. W maju brał udział w procesji w Mogilnie z okazji 100-lecia objawień fatimskich, gdzie w ornacie szedł razem z księżmi i ministrantami.Skrzywdzony przez księdza ministrant dopiero po 25 latach był na siłach oskarżyć kapłana i dochodzić sprawiedliwości. Sąd Okręgowy w Gdańsku ogłosił właśnie wyrok w tej sprawie.- Ja, Andrzej S., przepraszam Marka Mielewczyka za naruszenie jego dóbr osobistych w postaci godności oraz nietykalności cielesnej, które nastąpiły w okresie trwania mojej posługi kapłańskiej w parafii pw. św. Kazimierza w Kartuzach - tak mają brzmieć pisemne przeprosiny, jakie ma przysłać ksiądz swojej ofierze. Sędzia Urszula Malak oddaliła jednocześnie wniosek Marka Mielewczyka, który domagał się 10 tys. zł zadośćuczynienia.
ZOBACZ: SZOK w Łodzi! Rodzice RZUCALI w siebie NIEMOWLAKIEM?! Dziecko jest w szpitalu [ZDJĘCIA]