Grześ podczas lekcji religii odwracał się do kolegi, rozmawiał z nim. Katecheta uspokajał chłopca, ale niewiele to pomagało. W pewnym momencie księdza poniosło. Chwycił Grzesia za szyję, wyciągnął na korytarz i spoliczkował chłopca. Kiedy wrócili do klasy, zszokowany 11-latek zaczął się śmiać.
Wtedy emocje duchownego sięgnęły zenitu. - Uderzył mnie w twarz raz, potem drugi. Przy wszystkich. To bolało - mówi ciągle oszołomiony Grześ.
Po tym incydencie ksiądz chciał zabronić chłopcu przychodzenia na lekcje. Ale dyrekcja szkoły nie zgodziła się na to. Bierze jednak katechetę w obronę. Twierdzi, że uczeń od dawna sprawiał problemy wychowawcze.
Przeczytaj koniecznie: USA: Ksiądz pedofil leczył dzieci seksem
Biskup i policja zajmą się katechetą
Zarzuty te odpiera Agnieszka Zakowicz, mama Grzesia. - Mój syn jest lubiany przez kolegów, wychowawców. Jakoś wcześniej nikt nie zgłaszał, że jest niegrzeczny. Tak czy inaczej ksiądz nie powinien go bić - mówi rozżalona kobieta. Nie zamierza odpuścić duchownemu. O pobiciu syna poinformowała policję, kuratorium oświaty i kurię biskupią. Sprawa nabrała rozgłosu.
Zachowaniem księdza zdziwieni są parafianie. - To spokojny, uczynny człowiek - podkreślają zgodnie. Sam duchowny zdaje sobie sprawę, że popełnił błąd. - Okazałem słabość - mówi i czeka na postępowanie dyscyplinarne. - A Grześ jest trudnym dzieckiem - dodaje, ucinając rozmowę. A gdzie miłosierdzie?