Zamiast głosić Słowo Boże i świecić przykładem, proboszcz Paweł Sz. z parafii w Laskówcu pod Koninem (woj. wielkopolskie) wziął się za robienie interesów i przy kościele otworzył prywatną restaurację. Pogoń za mamoną przywiodła go jednak do zguby. Pazerny duchowny pobił swoją wspólniczkę i groził, że ją zniszczy. Trafił na policję i został zwolniony z funkcji proboszcza.
Kiedy Grażyna K. (48 l.), wspólniczka księdza, jechała z Konina pod Gdańsk do wypoczywającego tam księdza Pawła, nie przypuszczała, że może to być koniec ich wspólnych lukratywnych interesów.
Dotąd wszystko szło bez zarzutu. Lokal, który wraz z księdzem otworzyła nieopodal parafii, przynosił gigantyczne zyski. Przyjęcia z okazji chrztów, komunii i ślubów w bliskim sąsiedztwie kościoła cieszyły się dużym powodzeniem, a oni... jakoś się dogadywali. Trudno jej dziś uwierzyć, że przez jedną awanturę cały biznes wziął w łeb.
- Nie chcę o tym rozmawiać - mówi zawstydzona Grażyna K. Ale mieszkańcy jeszcze długo z wypiekami na twarzy opowiadać będą o tym, jak to w przytulnym hotelu ksiądz rzucił się z pięściami na kobietę, bo ta chciała z nim... omówić ich interesy.
Był ciepły piątek, a zrelaksowany nadmorskim klimatem ksiądz nie spodziewał się wspólniczki, z którą od lat prowadził restaurację. Dlatego, gdy w hotelowym holu zobaczył Grażynę K., zbladł. Musiał podejrzewać, że za chwilę puszczą mu nerwy, bo próbował wyprowadzić niespodziewanego gościa na zewnątrz. Wspólniczka jednak ani myślała opuszczać pensjonatu. A wtedy ksiądz rzucił się na nią i w furiackim ataku bił ją po głowie. - Zniszczę cię! - syczał ze wściekłością duchowny.
Świadkowie jatki szybko wezwali policję. - Mam siniaki i zadrapania, ale na szczęście już schodzą - mówi Grażyna K. Z obrażeń na jej ciele ksiądz będzie musiał się wytłumaczyć przed prokuraturą. Podobnie jak z tego, dlaczego tak bardzo chciał zniszczyć swoją wspólniczkę.
Niejasna jest także zawodowa przyszłość duchownego, bo gdy tylko kuria włocławska dowiedziała się o całym zajściu, podjęła decyzję o zwolnieniu księdza z funkcji proboszcza i zawiesiła go w wypełnianiu swych obowiązków. Ksiądz Paweł najadł się więc wstydu. Nic dziwnego, że w pośpiechu spakował swoje manatki i zniknął z parafii.
Wielki biznes proboszcza
Z lewej strony Dom Biesiadny, w którym ksiądz i jego wspólniczka urządzali przyjęcia z okazji chrztów, ślubów, Pierwszych Komunii Świętych, a nawet pogrzebów. Nic dziwnego, że lokal znajdujący się w bliskim sąsiedztwie parafii przynosił gigantyczne zyski. Po prawej stronie kościół, na którego wykończenie ksiądz najwidoczniej nie znalazł ani pieniędzy, ani czasu