Zwłoki na grobie matki księdza P. zauważył wczoraj rano przechodzący mężczyzna. Natychmiast zawiadomił policję. Na miejsce przyjechali śledczy. Do wieczora badali teren, przeszukali też dom duchownego. Ciało przetransportowano do zakładu medycyny sądowej w Lublinie. Jak doszło do tragedii?
Mężczyzna oblał się prawdopodobnie łatwopalną substancją i podpalił. Obok zwłok znaleziono pojemnik z takim płynem i nadpalony nóż. Policja bada jeszcze, czy było to samobójstwo, czy ktoś księdza usmiercił... Bo o tym, że spalone ciało należy do kapłana, okoliczni mieszkańcy nie wątpią. - To on, to samo wysokie czoło, duży krzyżyk na szyi - twierdzi mężczyzna, który znalazł zwłoki.
Mirosław Buczek, zastępca szefa Prokuratury Okręgowej w Zamościu, przyznaje, że wstępnie potwierdzono tożsamość ofiary. - Aby mieć stuprocentową pewność, potrzebne są badania DNA - zaznacza.
Ksiądz P. urodził się w Łopienniku, tam też pracował na początku duszpasterskiej posługi. - Miły, uczynny - opisują go sąsiedzi. - Ostatnio był jednak nieobecny, unikał ludzi - dodają. Takie zachowanie mogło być efektem problemów z prawem kapłana. O ohydne czyny, takie jak dotykanie miejsc intymnych, oskarżył go chłopak z miejscowości Pocking w Dolnej Bawarii, gdzie duchowny pracował w 2004 i 2005 roku. Na początku lata sprawa trafiła do sądu w Krasnymstawie. Gdy o oskarżeniach zrobiło się głośno, do prokuratury zgłosił się mieszkaniec podlubelskiej Turki, gdzie od 2000 do 2003 roku pracował ksiądz P. On również oskarżył duchownego o molestowanie... Śledczy dotarli również do innej ofiary, którą 10 lat temu skrzywdzić miał w czasie wakacji.
We wtorek ks. Bogusław stanął przed sądem w Lublinie. Nie przyznał się. Prokuratorzy chcieli, aby trafił do aresztu, sąd jednak nie wyraził na to zgody.