Kiedy ojciec Przemysław odkrył, że modlitwa nie daje mu pocieszenia, a jego duszą targają mroczne siły, uznał, że takie życie nie ma sensu. Powiesił się w swoim pokoju w Wyższym Seminarium Duchownym Franciszkanów w Łodzi.
Ojciec Przemysław pochodzi z Poznania, ale los rzucał go po całej Polsce. W Ostródzie był kapelanem zajmującej się niepełnosprawnymi dziećmi wspólnoty "Wiara i Światło". W Koszalinie opiekował się wspólnotą młodzieżową "Ruch Światło Życie". Jej uczestnicy na stronie internetowej tak opisywali kapłana: "Nasz ojciec potrafi tak ładnie się uśmiechać i zawsze tak fajnie się z nami modli, jak nikt inny. A kiedy zacznie opowiadać o Panu Bogu, to wszyscy siedzimy jak zamurowani. Moglibyśmy długo wymieniać, jaki jest nasz ojciec, ale on jest po prostu pełen pokory, szczery, wyrozumiały, cichy i bardzo dobry".
Dwa lata temu ojciec Przemysław przyjechał do Łodzi. W Wyższym Seminarium Duchownym przy klasztorze Franciszkanów został wychowawcą kleryków.
Kiedy i dlaczego zachwiała się jego wiara? Tego nie wie nikt. Wiadomo, że wieczorem, kiedy nie pojawił się na kolacji, duchowni z seminarium poszli sprawdzić, co się z nim dzieje. Odkryli jego zwłoki zawieszone na sznurze przymocowanym do żyrandola. Ojciec Przemysław zostawił list pożegnalny, w którym pisał o braku wiary w Stwórcę. O tym, że pokusy szatana były dla niego zbyt silne, by dalej mógł spokojnie żyć. Dlatego zdecydował się na tak desperacki krok, który dla praktykującego katolika, a tym bardziej księdza, jest czymś niewyobrażalnym.
W Wyższym Seminarium Duchownym wszyscy są zszokowani samobójstwem księdza. Nie chcą rozmawiać o tym, co się stało.
Fragmenty listu pożegnalnego
Nie mogę dłużej żyć ze świadomością, że systematycznie tracę wiarę w mojego Boga ( ). Pokusy szatana są dla mnie zbyt silne. Jestem zbyt słaby, by im nie ulegać ( ). Modlitwa nie przynosi mi już ukojenia, ulgi. Bóg nie chce mnie już słuchać