"Kocham was, dziękuję za Kubusia", "Wyglądasz pięknie, Kubuś to król" - pani Wiesława Dargiewicz pokazuje ze wzruszeniem miłosne wiadomości.
Ksiądz Waldemar podpisywał się "kaka". Tak jak nazywał go mały Kubuś (3 l.), nie umiejąc jeszcze dobrze wymówić słowa "tata".
Dla pani Wiesławy te krótkie teksty to dowód, jak wielkim uczuciem kapłan darzył swojego syna. Jak już pisaliśmy, kobieta jest przekonana, że gdyby nie nagła śmierć, ksiądz zabezpieczyłby przyszłość jej i Kubusia. Dlatego domaga się od wrocławskiej kurii alimentów po ukochanym.
CZYTAJ TEŻ: Wiesława Dargiewicz: Mam dziecko z księdzem! Niech kuria płaci alimenty
- Naprawdę go kochałam. Za jego mądrość i dobroć - podkreśla. Choć, jak przyznaje, był czas, że chciała od niego odejść... Pod koniec ciąży z Kubusiem i tuż po porodzie pani Wiesława próbowała zerwać kontakt z księdzem.
- Dotarło do mnie, że nasze dwa światy nigdy się nie pogodzą. Że zawsze będę tą osobą z boku. Zrozumiałam też wtedy, że będziemy wstydem dla księdza - wyznaje kobieta. Jednak ks. Waldemar nie pozwolił jej odejść. Pisał, że tęskni za nią, za swoim Kubusiem... Wróciła więc. A ich związek przerwała dopiero tragiczna śmierć duchownego, który rok temu zmarł na zawał.