Ksiądz Zbigniew uważa, że może liczyć na taryfę ulgową, bo przyznał się do winy - do tego, że jako proboszcz w Osiekach spowodował wypadek, jadąc z czterema ministrantami na mecz piłki nożnej. Dwóch chłopców: Tomasz G. (23 l.) i Przemysław W. (16 l.) zmarło wtedy na miejscu.
Dręczącymi go wyrzutami sumienia duchowny tłumaczył to, że trzy miesiące później wypił siedem piw i wino i pijany wsiadł za kierownicę.
Obrońca księdza i prokurator chcieli dla niego kary dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat.
Ale oskarżyciele posiłkowi - rodziny ofiar, o tak niskiej karze w ogóle nie chcieli słyszeć. Argumentowali, że w swych zeznaniach ksiądz przyznał się do alkoholizmu. Że pod wpływem alkoholu bywał wcześniej.
- Ta propozycja kary była nie do przyjęcia. Przecież ksiądz zabił ludzi, moich kolegów. Ja też mogłem nie żyć - mówi Edward Jaworski, ministrant, który wyszedł żywy z wypadku.
Do ugody nie doszło, więc ksiądz stanie przed sądem. Może trafić do więzienia na 8 lat.