Jego żonie i dzieciom tylko cudem nic się nie stało. Niestety, po trwającej tydzień walce o życie duchowny zmarł w szpitalu.
Prawosławny ksiądz Tomasz Lewczuk, z soboru św. Trójcy w Hajnówce, wracał z Warszawy do swojej plebanii. O godz. 21.30 zaledwie 7 kilometrów od celu podróży przed maską prowadzonej przez księdza skody nagle jak spod ziemi wyrósł stary sedes! Choć ksiądz Tomasz był doświadczonym kierowcą, to nie spodziewał się takiej przeszkody na drodze. Zaskoczony, zaczął gwałtownie hamować i manewrować kierownicą. Jego rozpędzony samochód wypadł z drogi najpierw na lewe, a potem prawe pobocze, aż wreszcie wbił się bokiem w przydrożne drzewo. Jadącej razem z prawosławnym księdzem żonie Monice (34 l.) oraz dzieciom - Ani (7 l.) i Aleksandrowi (3 l.) - nic złego się nie stało, ale kierowca z bardzo poważnymi obrażeniami głowy i kręgosłupa trafił do szpitala.
Po tygodniu dramatycznej walki o życie zmarł, pozostawiając w bólu swoją rodzinę i parafian. - To był taki wspaniały człowiek i tak pięknie odprawiał nabożeństwa - mówią o swoim batiuszce Olga (63 l.) i Jan (62 l.) Sieroccy, zasmuceni parafianie. - Będziemy się za niego modlić - dodają, zapalając świecę przy ikonie. Hajnowska policja poszukuje sprawcy kretyńskiego "dowcipu", który zabił niewinnego człowieka.