Publikacja 24-letniego historyka z Krakowa wywołała polityczną burzę. Stwierdzenia jakoby były prezydent miał nieślubne dziecko lub "podczas katechezy dziewięcioletni Lech, chcąc zaimponować kolegom, nasikał do kropielnicy z wodą święconą" mogą szokować.
Takich "rewelacji", które najczęściej oparte są na słowach anonimowych bohaterów, w książce jest pełno. Publikacja wprawiła w osłupienie nie tylko samego Wałęsę, ale również historyków, którzy wcześniej już lustrowali życiorys byłego prezydenta.
Za Wałęsą wstawiło się wielu polityków: Tadeusz Mazowiecki, Aleksander Kwaśniewski, Bronisław Komorowski czy Donald Tusk. Wicemarszełek Sejmu, Stefan Niesiołowski książkę nazwał "prostytucja literacką". - Nawet komuniści zachowywali jakieś pozory - grzmiał polityk PO.
Bilet w jedną stronę
Sytuację szybko podchwycili zagożali przeciwnicy Wałęsy - Andrzej Gwiazda czy Anna Walentynowicz. Do braw dla autora ksiażki przyłączyli sie również działacze Młodzieży Wszechpolskiej, którzy zwróci się do MSWiA z wnioskiem o wydanie pozwolenia na przeprowadzenie publicznej zbiórki pieniędzy, z której dochód przeznaczony zostanie na sfinansowanie... wyjazdu Lecha Wałęsy z Polski.
Sytuację dodatkowo skomplikowało uwikłanie w całą sprawę Instytutu Pamięci Narodowej. Paweł Zyzak, który od pół roku pracuje jako archiwista w krakowskim oddziale IPN nie ma sobie nic do zarzucenia. Z kolei Instytut, ustami Janusza Kurtyki podkreśla, że nigdy nie miał żadnego wpływu na publikację. Premier jest innego zdania i złowrogo pogroził palcem mówiąc, że jeżeli nadal będą powstawały takie książki, IPN straci źródło finansowania.
Nie o taką Polskę walczyłem
A jak na zamieszanie reaguje sam Wałęsa? Na jego twarzy widać smutek i żal, - Nie mam już siły walczyć i bronić się. Wyjadę do kraju, gdzie mniej jest paranoików. Szukajcie sobie innych bohaterów - tłumaczy zrezygnowany.
Jest rozgoryczony i wściekły na ludzi, którzy zamiast świętować kolejną rocznicę pokojowych przemian, udzerzają w niego. - Gdzie poszanowanie prawa i sądowych wyroków? Nie o taką Polskę walczyłem - ucina były prezydent.
Tego nie da się sprawdzić
Czy książka może być źródłem wiedzy dla przyszłych pokoleń? Większość historyków sprzeciwia się sposobowi w jaki przedstawiono przywódce "Solidarności". Pojawiają się argumenty o niszczeniu autorytetów i wtykaniu nosa w życie osobiste.
Ale są też inne opinie. - Pan Wałęsa, przywódca narodowego marszu do wolności, powinien wiedzieć, że jest wielką postacią historyczną i nie ucieknie przed publikacjami, czasami bardzo niesprawiedliwymi, które będą go denerwowały. Taki jest los wybitnych jednostek historycznych, niezależnie od tego, czy tego typu publikacje będą im odpowiadały, czy nie - mówi Janusz Kurtyka.
Bez wątpienia, ognisty spór jest i nigdy nie wygaśnie. Badacze podkreślają jednak, że nie da się dziś zweryfikować informacji zawartych w książce, bo większość dokumentów gromadzonych przez SB już dawno zostało zniszczonych.