Bysławek to niewielka wieś pod Tucholą położona z dala od głównych dróg. Jej atrakcją jest czyste jezioro i klasztor Zgromadzenia Sióstr Bożego Miłosierdzia. Ksiądz Jerzy Woźniak też był misjonarzem. Kilka lat temu został kapelanem sióstr z Bysławka. Od kiedy zaczął odprawiać msze w miejscowym kościele, przestał on świecić pustkami.
Dwa dni temu poszedł się ochłodzić w jeziorze. Wybrał miejsce, w którym kąpał się zapewne kilkaset razy. Był świetnym pływakiem. Miał też kondycję, bo dużo czasu spędzał na rowerze. Nie wiadomo, co się stało... - Policjanci pod nadzorem prokuratora wyjaśniają okoliczności, w jakich doszło do utonięcia kapłana. Mężczyznę z wody wyciągnął funkcjonariusz ochotniczej straży pożarnej. Niestety, pomimo reanimacji 63-latek zmarł - informuje asp. Brygida Zimnoch z Komendy Powiatowej Policji w Tucholi.
- To był ksiądz starej daty. Nie dbał o majątek. Dla każdego miał czas i dobre słowo. Zajmował się dziećmi ze wsi i przyjeżdżającymi latem na kolonie organizowane przez siostry. Wybudował u nas drogę krzyżową - mówi z żalem Ryszard Jankowski (71 l.) z Bysławka. On i wszyscy mieszkańcy pytają, dlaczego doszło do nieszczęśliwej śmierci ich kapłana. - Na niektóre pytania odpowiedź zna tylko Bóg - mówi siostra Urszula, przełożona klasztoru.