W najnowszym wydaniu tygodnia "Newsweek" Wojewódzki nie przebiera w słowach w obronie kultury. Krytycznie ocenia też patriotyzm Polaków.
- W Polsce powszechnie gwałcone jest dobro, również to tak zwane wspólne dobro, do którego zaliczam kulturę. To jest sacrum, którego trzeba bronić. Przecież nie siłą oręża państwa polskiego przetrwaliśmy zabory, wojnę, komunizm, IV RP, tylko siłą polskiej kultury. A często odnoszę wrażenie, że jest zbędnym dodatkiem, który stanowi jedynie obciążenie dla budżetu. Są politycy, którzy twierdzą, że kultura tylko wtedy ma wartość, kiedy jest skuteczna politycznie. I tu mam na myśli głównie polityków PiS - stwierdził popularny dziennikarz muzyczny, który reżyseruje koncert "Tu Warszawa" inaugugurujący polską prezydencję w Unii Europejskiej.
Przeczytaj koniecznie: Kuba Wojewódzki nie powinien być twarzą polskiej prezydencji?
Przy okazji obnażania słabych stron patriotyzmu Polaków przytacza niedawną wizytę prezydenta USA w Polsce. - Niedawno był w Polsce Barack Obama, przez życzliwych Polaków zwany Osamą. Przyjechał z Londynu, gdzie grillował, popijał piwo, zagrał w ping-ponga, a u nas dostał Umschlagplatz, Grób Nieznanego Żołnierza i spotkanie z rodzinami smoleńskimi. Jakby Polska była krajem, w którym myśli się tylko o przeszłości, bliznach wojennych i inkwizycji - zauważył Wojewódzki.
Dla Kuby Wojewódzkiego politycy PiS, którzy zbojkotowali koncert Madonny i sprzeciwiają się występowi Leszka Możdżera, są SZKODNIKAMI KULTUROWYMI. - Dla PiS Leszek jest pewnie zbyt wyluzowany, barwny, wolny i prawdziwy. A jak wiadomo humor, wolność i prawda to są sfery, których ta partia najbardziej się boi - podsumował.