Zamiast garnituru zwykła koszula w paski. Do tego spuszczona głowa i ciężki chód. Tak ostatnio wygląda Chlebowski. To nie ten sam człowiek, którego widzieliśmy jeszcze nie tak dawno na ekranach telewizorów. Po wybuchu afery hazardowej poseł czmychnął do siebie na Dolny Śląsk, gdzie schował się w swoim luksusowym domu przed całym światem. Przestał pojawiać się na Wiejskiej, rzekomo jest na zwolnieniu lekarskim. Trudno też zastać Chlebowskiego w jego biurze poselskim. - Proszę napisać pismo. Pan poseł skontaktuje się, jeśli uzna to za ważną sprawę - usłyszeliśmy w jego biurze w Świdnicy.
Przez ostatni tydzień były szef klubu PO nawet na chwilę nie wyszedł z domu. Żywność i napoje przywoziła mu żona. Wszystko zmieniło się w sobotę. Do Chlebowskiego przyjechało bowiem trzech kolegów. Blisko godzinę przekonywali go, by wyszedł z domu. I poskutkowało, bo poseł wyszedł z nimi, uzbrojony w podróżną torbę, i wsiadł do ich samochodu.
Znajomi Chlebowskiego z Sejmu opowiadają, że jest w strasznej formie. W wywiadzie przyznał nawet, że miał myśli samobójcze. Nic dziwnego, musi odpowiedzieć sobie na pytanie, co dalej ma robić? Przez całe swoje życie był działaczem samorządowym, później politykiem. Na obu tych polach jest teraz spalony. Być może pomogą mu koledzy. Ci najbliżsi, z Dolnego Śląska, z Żarowa - gdzie był kiedyś burmistrzem. Chcieliśmy porozmawiać z posłem. Niestety, jego telefon milczy. Dowiedzieliśmy się, że Chlebowski otrzymał od swoich partyjnych przełożonych zakaz wypowiadania się publicznie aż do czasu, kiedy stanie przed komisją śledczą.