Feralnego dnia ksiądz Ryszard K. (†53 l.) miał stawić się w szkole na katechezie. Gdy nie przyszedł, wszyscy się zdziwili. Ale nie niepokoili jeszcze...
Dopiero kiedy przez cały dzień nikt go nie widział, a o godz. 18 nie pojawił się w kościele, żeby odprawić wieczorną mszę, mieszkańcy Kunowa zaczęli podejrzewać najgorsze.
- Może zasłabł, może źle się czuje - szeptali między sobą ludzie. Organista zerknął do plebanii. Była zamknięta od wewnątrz, ksiądz mieszkał sam... Ktoś wezwał policję. Minuty do przyjazdu mundurowych ciągnęły się niemiłosiernie.
To, co funkcjonariusze zobaczyli, długo mieć będą przed oczami... Proboszcz wisiał na sznurze pod sufitem. Nie żył od kilku godzin. Prokurator i biegły z zakresu medycyny sądowej nie mają wątpliwości. Ksiądz sam targnął się na swoje życie
- Dlaczego ksiądz nas zostawił? - zastanawiają się teraz wierni z Kunowa. Z księdzem Ryszardem wszyscy byli wyjątkowo zżyci. Przyjechał do ich wioski pięć lat temu i od razu zaskarbił sobie sympatię wszystkich. Był pracowity, a pieniądze nigdy nie były dla niego najważniejsze.
- Organizował pielgrzymki, dzieciom na Wielkanoc zajączka, odnowił posadzkę w kościele, a ostatnio tabernakulum nowe nam pokazywał i był z niego bardzo dumny - jednym tchem wymienia Eugeniusz Kruk. I dodaje, że gdy ksiądz potrzebował funduszy na zorganizowanie stulecia budowy świątyni, samodzielnie zdobył pamiątkowe gadżety.
- Kubki i pocztówki to były cegiełki. Ksiądz sprzedawał je w biurze parafialnym - tłumaczy pan Eugeniusz. Ksiądz Ryszard nie był pazerny, a gdy ktoś potrzebował pomocy, pomagał jak umiał. Teraz pod plebanią płonie znicz. Jutro, w swoje 54. urodziny, ksiądz zostanie pochowany na miejscowym cmentarzu.