Parafianie z Kunowa pochowali swojego proboszcza na cmentarzu przy kościele.
- Wszyscy płaczemy po nim i modlimy się za niego, tak jak nas prosił - zapewnia Czesław Pawlak (80 l.), jeden z mieszkańców.
Nie ma we wsi człowieka, który nie zastanawiałby się, dlaczego ksiądz ich opuścił. I to w taki sposób...
Jeszcze dzień przed samobójstwem proboszcz wydawał się zadowolony. Spotkał się z radą parafialną, pokazywał nowe tabernakulum. A kilkanaście godzin później już nie żył.
Pozostawił po sobie list. Szczere, przepełnione żalem wyznanie człowieka, który sam siebie postawił pod ścianą. "Widocznie wszystko przerosło moje siły i mój umysł, który teraz opanowało zło" - napisał ksiądz.
- Co to za zło? Zdaniem wiernych ksiądz Ryszard był idealny, dbał o parafian i kościół, nie był pazerny. Jak jednak wynika z listu, proboszcz miał pretensje sam do siebie.
List pożegnalny ks. Ryszarda K.
Niech Bóg miłosierny przebaczy mi moje postępowanie (...) wszystko przerosło moje siły i mój umysł, który teraz opanowało zło. Przepraszam mój Kościół Święty i Księdza Arcybiskupa, któremu winienem posłuszeństwo, prawdę i cześć (...) Przepraszam w końcu wszystkich moich parafian. Dla Was miałem być pasterzem i przewodnikiem na drogach życia. Starałem się bardzo, ale jakoś mi nie wyszło... Jeśli jesteście na cmentarzu, to zmówcie za mnie modlitwę i nie przeklinajcie kapłana, który (...) dziś sam nie rozumie samego siebie.