Kupiła wolność za 600 tysięcy złotych

2009-09-28 7:00

Uśmiechnięta, z przypudrowaną buzią i wymalowanymi ustami - tak Weronika Marczuk-Pazura (38 l.) opuszczała w sobotę Sąd Okręgowy w Warszawie. Tylko ciemne duże okulary skrywały jej opuchnięte oczy po trzech nieprzespanych nocach w izbie zatrzymań.

Gwiazda TVN miała o czym rozmyślać. W końcu groził jej 3-miesięczny areszt, bo jest podejrzana o udział w aferze korupcyjnej. Sąd jednak przychylił się do wniosku adwokatów Weroniki i po błyskawicznym wpłaceniu 600 tys. zł kaucji celebrytka wyszła na wolność.

Jeszcze w sobotę rano nie były znane dalsze losy jurorki "You Can Dance". Trafi za kratki czy wyjdzie na wolność? - zastanawiano się. Prokuratorzy wnioskowali dla niej, jak i dla zatrzymanego z nią prezesa Wydawnictw Naukowo-Technicznych Bogusława S. (54 l.), trzymiesięczny areszt. Od spędzenia długich tygodni w celi mogła uchronić ich jedynie kaucja. I tak się stało. Sąd dla Marczuk-Pazury wyznaczył 600 tys. zł. Dla Bogusława S. jedynie 50 tys. zł kaucji.

- Pani Weronika zostanie zwolniona za poręczeniem majątkowym - mówił w sobotę w rozmowie z "Super Expressem" mecenas Maciej Lach. - Moja klientka prosiła przekazać, że zgadza się na pisanie jej pełnego imienia i nazwiska, a nie inicjałów, oraz pokazywanie twarzy, bo jest niewinna i nie będzie ukrywać twarzy za kominiarką.

600 tys. zł w 3 godziny

W sobotę Lach poinformował, że pieniądze zostaną wpłacone jeszcze tego samego dnia, mimo że sąd dawał jej na wpłatę kaucji dwa tygodnie. Tuż po godz. 18.30 Marczuk-Pazura wyszła na wolność. Jak się okazało, w trzy godziny zorganizowano 600 tys. zł, by mogła wrócić do domku. I w ten sposób kupiła sobie wolność, mimo że podejrzana jest o łapówkarstwo, za które grozi jej 8 lat więzienia.

Weronika została zatrzymana w środę przez funkcjonariuszy CBA tuż po tym, gdy przyjęła torebkę, w której było 100 tys. zł. Powołując się na wpływy w Wydawnictwach i w Ministerstwie Skarbu Państwa, obiecywała pośrednictwo w korzystnej dla nabywcy prywatyzacji WNT. W zamian miała dostać 400 tys. zł, z czego 100 tys. wręczono jej w środę tuż przed zatrzymaniem.

Na tzw. dołku gwiazda TVN spędziła trzy noce. Stamtąd w kominiarce na głowie wożono ją do prokuratury, gdzie była przesłuchiwana. Wtedy nie przypominała pewnej siebie gwiazdy. Była rozdygotaną, płaczącą i roztrzęsioną kobietą.

Fikcyjny biznesmen

Jak twierdzi "Gazeta Wyborcza", inwestor, który wręczył łapówkę Weronice, był agentem CBA. Na potrzeby akcji funkcjonariuszy, podczas której zatrzymano gwiazdę TVN, stworzyło specjalną firmę Estate Management Poland Ltd., której przedstawicielem był agent przedstawiający się jako Tomasz Małecki. Marczuk-Pazura twierdzi, że jako radca prawny legalnie reprezentowała jego firmę. Podczas przesłuchań broniła się, że nie wiedziała, że w torbie, którą jej przekazał, są pieniądze. Tłumaczyła, że myślała, że w środku są perfumy, bo Małecki kilka razy dawał jej już takie prezenty.

W ramionach ukochanego

Z sądu Marczuk-Pazura wychodziła w błysku fleszy, z wysoko podniesioną głową. Z uśmiechem na twarzy powiedziała, że nie będzie komentować tej sprawy. Z sądu pojechała do policyjnej izby zatrzymań w Legionowie, gdzie spędziła ostatnią noc i gdzie w depozycie były jej rzeczy osobiste. Stamtąd trafiła w ramiona ukochanego Macieja Gołyźniaka (33 l.), który zawiózł ją do jej warszawskiej willi.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki