Pewnego dnia pani Halina miała już dość przeprowadzek. Wynajmowała mieszkania i kilka razy zdarzyło się, że ledwie się wprowadziła, zaraz słyszała, że musi się wynieść. - Nie miałam wiele: pianino i szafę, ale ile razy można targać je po schodach? Już nie miałam sił - opowiada artystka.
Wokalistka poprosiła o pomoc męża kompozytorki, która wówczas pisała dla niej piosenki. - A może byś chciała domek? - zapytał ją. On znał prezesa spółdzielni na Zaciszu, która budowała eksperymentalne osiedle dla robotników. Jednego domku nie sprzedano, nikt go nie chciał, może dlatego, że był pokazowy.
- Trzeba było wpłacić 100 tys. zł i mógł być mój. Skąd wziąć tyle pieniędzy? - martwiłam się. Pomogła rodzina. Dom był klockiem zbudowanym ze ścian drewnopodobnych, pokrytych gipsową elewacją.
Ile razy go przebudowywała, piosenkarka nie pamięta.
- Jestem panią domu, która nie przepada za spędzaniem czasu w kuchni. Ale urządzanie domu, zmienianie jego wystroju - wtedy jestem w swoim żywiole.
Dom dziś zupełnie nie przypomina tego sprzed 30 lat.
- Pierwszą ścianę wyburzył mój mąż. Pewnego dnia wróciłam z koncertu i przeraziłam się. Krzysiu, to wszystko nam się zawali! - krzyknęłam. - Ależ Halszka, zobacz, jaką teraz mamy perspektywę - pocieszał mnie.
A potem poszło jak lawina. Właściciele domu zmienili konstrukcję dachu, położenie ścian, dobudowali pokój. Ale to nie koniec zmian. Pani Halina chce dobudować jeszcze ogród zimowy.