W środę w nocy Jacek Kurski, jadąc na światłach awaryjnych drogą krajową nr 7 Gdańsk-Warszawa, na ponad 100 km "przykleił się" do tyłu radiowozu, by szybciej pokonać trasę. Policjanci, którzy konwojowali właśnie przestępcę, pomyśleli, że to próba odbicia bandyty i wezwali posiłki. Poseł nie reagował na policyjne sygnały i zatrzymał się dopiero na blokadzie koło Ostródy.
Po zatrzymaniu Kurski wylegitymował się i... ruszył w dalszą drogę, bo chroni go immunitet. Przyznał jednak policjantom, że przeszarżował.
- Gdyby to było niebezpieczne, to bym się w to nie angażował. Z punktu widzenia przejeżdżającej kolumny to jest wszystko jedno, czy jadą dwa pojazdy czy trzy - powiedział Kurski. - Dobrze się jechało - skwitował.
Już w czwartek Kurski tłumaczył swoje zachowanie, mówiąc, że spieszył się na posiedzenie komitetu politycznego PiS. Zamierzał dotrzeć do Warszawy samolotem, ale z powodu mgły odwołano lot z Gdańska. Poza tym, jak stwierdził, myślał, że w kolumnie jedzie pochodzący z Trójmiasta marszałek Senatu Bogdan Borusewicz, który również nie dostał się na samolot.
Komentując zachowanie Kurskiego prezes PiS Jarosław Kaczyński stwierdził, że jeśli Kurski złamał prawo, powinien ponieść konsekwencje.