Nową wykładnię języka polskiego według Jacka Kurskiego mogliśmy poznać przy okazji procesu, jaki politykowi PiS wytoczyło 10 radnych Sopotu.
Poszło o jedno zdanie, w którym Kurski nazwał Radę Miasta Sopotu "prywatnym folwarkiem ludzi całkowicie uzależnionych od widzimisię Jacka Karnowskiego". Radni poczuli się urażeni i pozwali wówczas jeszcze posła do sądu. Domagali się przeprosin oraz wpłaty 50 tysięcy złotych na rzecz sopockiego hospicjum.
Ostatecznie sprawa zakończyła się już podczas pierwszej rozprawy. Jacek Kurski zgodził się na ugodę, której warunkiem było wygłoszenie przed sądem stosownego oświadczenia.
-Chciałbym wyrazić głębokie ubolewanie, jeśli którykolwiek z pozywających poczuł się urażony moją wypowiedzią. Nie było moją intencją obrażanie kogokolwiek z powodów. Nie mam najmniejszej wątpliwości, co do osobistej uczciwości wszystkich państwa składających się na stronę pozywającą - tak brzmiały słowa Kurskiego, który jeszcze kilka minut przed wejściem na salę sądową zarzekał się, że radnych nie przeprosi.
Dlaczego więc poseł postanowił nagle pójść na ugodę? Bo "słowo przepraszam oznacza porażkę i zwycięstwo jednej ze stron, a słowo ubolewam oznacza remis i ugodę" - tak przynajmniej twierdził sam Jacek Kurski, który w ten sposób zgrabnie zbył dziennikarzy.
Kurski nie przeprasza, tylko ubolewa
2009-06-29
17:54
Niektóre słowa Jackowi Kurskiemu po prostu nie przechodzą przez gardło. Nawet jeśli upór świeżo upieczonego europosła doprowadził go na salę sądową. Wszystko przez to, że jego zdaniem słowo "przepraszam" oznacza porażkę.