Politycy PiS zmieniają taktykę i już nikt nie próbuje nikomu wmawiać, że partia Jarosława Kaczyńskiego będzie dążyć do zgody i porozumienia ponad podziałami. Wszyscy szykują się do ostrych starć z politycznymi konkurentami, a katastrofa pod Smoleńskiem ma być tematem numer jeden.
Zmianę taktyki zarządził podobno sam prezes Kaczyński, już dzień po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich: – Na spotkaniu sztabu powiedział, że wraca do tematu katastrofy w Smoleńsku, bo jest to winny swojemu bratu – mówi „Dziennikowi” jeden z polityków PiS.
Jak Kaczyński zapowiedział tak się stało. We wtorek 13 lipca do ataku przystąpił Joachim Brudziński. Wróciła retoryka „ruskiej trumny” i „wyścigu do szczątków ofiar” katastrofy. W środę 14 lipca ukazała się „Gazeta Polska” z obszernym wywiadem z Jarosławem Kaczyńskim i padły kolejne oskarżenia, pretensje i ostre słowa wymierzone w rząd Donalda Tuska. Dzień później do ataku przystąpił nieobecny się do tej pory Jacek Kurski.
– To odruch moralny, a nie kalkulacja polityczna, po trzech miesiącach całkowitej cenzury ludzie chcą wreszcie powiedzieć prawdę – tłumaczy Kurski usprawiedliwiając w ten sposób nagłą – kolejną już – zmianę wizerunku Jarosława Kaczyńskiego.
Europoseł idzie nawet o krok dalej i otwarcie przyznaje, że temat katastrofy pod Smoleńskiem powinien się upolitycznić wcześniej: - Nie istnieje absolutnie żadna kalkulacja polityczna, która by uzasadniała niepodjęcie tematu smoleńskiej katastrofy w kampanii wyborczej, to był błąd moralny – twierdzi Kurski w rozmowie z „Dziennikiem”.
Nawet Joanna Kluzik-Rostkowska, która postrzegana była jest jako nowa łagodna twarz PiS, nie ukrywa, że prezes PiS przejdzie do ataku. – Od początku ustaliliśmy, że w kampanii nie będziemy nawiązywać do katastrofy, ale po wyborach wrócimy do tego tematu – przekonuje była szefowa sztabu wyborczego Kaczyńskiego.